czwartek, 3 listopada 2011

Atrocious

aka: -
Znana obsada: -
Rok: 2010
Kraj: Hiszpania/Meksyk
Fabuła: 5-osobowa rodzina przyjeżdża na wieś, do letniej posiadłości, nieodwiedzanej przez 10 lat. Ciekawskie dzieciaki postanawiają sprawdzić, czy miejscowa legenda jest prawdą i nakręcić o tym amatorski dokument.
Długość: 1:11






Kuba: Film ma dwie cechy, które już na starcie pozytywnie mnie do niego nastawiły. Po pierwsze, zrobili go Hiszpanie, którzy już nie raz udowodnili, że potrafią porządnie nastraszyć (wspomnijmy tu chociażby zrecenzowane na Blogu "Oczy Julii"). Po drugie, jest w formie paradokumentu, co (jak przekonaliśmy się po dobrym "Paranormal Activity" czy wizjonerskich dwóch częściach "[Rec]") potęguje atmosferę grozy. Nie inaczej jest w przypadku hiszpańsko-meksykańskiej koprodukcji.

Kaes: Ja miałem trochę odmienne uczucia. Moje doświadczenia z hiszpańskimi filmami są raczej pozytywne (choć zdarzały się niechlubne wyjątki jak np. zrecenzowany na Blogu "Beneath Still Waters"), natomiast za filmami udającymi dokument jakoś nie przepadam. Tak jak napisałeś - forma dokumentu potęguje grozę... ale musi być umiejętnie wykorzystana. Bardzo łatwo taki film zwyczajnie spieprzyć (jak przekonaliśmy się po słabym "Diary of the Dead" czy beznadziejnym "Blair Witch Project"). Na szczęście tym razem Hiszpanie (i Meksykanie) nie zawiedli naszych oczekiwań.

Kuba: Jeśli już wspomniałeś o "Blair Witch Project", to dodam że "Atrocious" mocno przypomina mi właśnie pioniera paradokumentalnego boomu w kinie grozy. Tutaj także mamy wątek gubienia się w lesie, sporo scen z przygotowań do akcji właściwej (czyli łażenie po domu i kręcenie głupot), a w warstwie formalnej - drobne zabiegi, stylizujące film na autentyczne nagranie (policyjny komunikat na początku, zamazane twarze pobocznych bohaterów).
Podobało mi się także to, że reżyser umiejętnie balansuje między konwencją amatorskiego dokumentu, a rasowej produkcji kinowej. Bo nie ma tu typowej , filmowej konstrukcji fabuły, ale też Cristian (Cristian Valencia) i July (Clara Moraleda) nie wałęsają się bezsensownie po okolicy. Zawsze mają bowiem jakiś konkretny, logiczny powód, żeby zapuścić się do złowrogiego labiryntu.

Kaes: Bo ja wiem... Jak dla mnie to dwa różne filmy. Motyw gubienia się w lesie jest odmienny - bo tutaj las to właściwie nie las, tylko labirynt. Dzieciaki nie gubią się w leśnych bezdrożach, tylko na ścieżkach wyznaczonych przez tuje czy inne krzaczaste drzewa. Równie dobrze można by powiedzieć, że przypomina [REC], bo dom, w którym ma miejsca spora część akcji jest utrzymany w podobnym stylu.
A skoro już jesteśmy przy labiryncie. Nie podobała mi się paranoja jaką ten labirynt wywoływał wśród wszystkich, zwłaszcza wśród dorosłych, poważnych ludzi. Przestrzegali dzieci, żeby nie chodzić do labiryntu i ze strachem w oczach mówili, że mogą się w nim zgubić. O Boże, i co wtedy?! Mamy przecież XXI wiek i znalezienie kogoś w krzaczastym labiryncie, nawet jeśli jest wielkości sporego parku, nie powinno być zadaniem ponad siły. A tutaj mamy podejście na zasadzie "jak się zgubisz to już koniec".

Kuba: Nie doceniasz mocy miejscowej legendy, rozprzestrzenianej na wsi. Poza tym, najgorszy nie był sam fakt zgubienia się pośród drzew, ale wizja spotkania z widmową dziewczynką.
Mnie właśnie motyw zapuszczonego labiryntu z żywopłotu przypadł do gustu. Miejsce miało duży potencjał. W ogóle należy pochwalić twórców za dobór lokacji, bo choć nie były zbyt różnorodne, to prezentowały się niezwykle klimatycznie.

Kaes: No może i nie doceniam. Bo w takie legendy to wierzą dzieci i trochę starsze dzieci. Potem człowiek zaczyna myśleć racjonalniej i nie powinien się bać głupiego labiryntu. Dużo zabawniej by było, gdyby rodzice po prostu straszyli dzieci zamiast sami siebie straszyć wizją dzieci w labiryncie.
A sam labirynt faktycznie był fajny. W nocy, kiedy biegali po alejkach, z których każda wygląda tak samo jak poprzednia, zrobiło się bardzo klimatycznie. Tajemnicza altanka, kamienne ławki i posągi, wszystko to stylowe i fajne. W zasadzie tylko tajemnicza studnia porośnięta mchem była nieco tandetna.

Kuba: Czepiasz się. Ja tam nie dostrzegłem jakiejś wielkiej paranoi w temacie tajemniczego lasu (czy raczej ogrodu) ze strony rodziców. Zresztą nie było ich na ekranie zbyt długo.

Ale zgodzę się, że labirynt - a nawet cały film - są klimatyczne. Do tego akcja trzyma w napięciu aż do ostatniej - mocno zaskakującej sceny, która na długo pozostanie mi w pamięci.
Do tego całość jest niezwykle przekonująco podana. O ile w przypadku większości horrorów wiemy, że to tylko owoce wybujałej fantazji scenarzystów, o tyle wydarzenia przedstawione w "Atrocious" mogły mieć swoje źródło w autentycznej historii.

Końcową ocenę obniżam tylko za przydługie "wprowadzenie", w czasie którego trudno wczuć się w klimat. Choć gdybym oglądał ten film sam w pustym domu, resztę nocy profilaktycznie wolałbym spędzić pod łóżkiem.

Kaes: Włażenie pod łóżko może być niebezpieczne. Właśnie tam czają się potwory.

OCENY
Kaes: 7/10
Kuba: 8+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz