czwartek, 10 listopada 2011

Auschwitz

aka: -
Znana obsada: reż. Uwe Boll
Rok: 2011
Kraj: Niemcy
Fabuła: Paradokument o Holokauście. Fabularyzowane sceny zagłady więźniów Oświęcimia przeplatają rozmowy z niemiecką młodzieżą i fragmenty atchiwalnych filmów.
Długość: 1:11







Kuba:
Blog 49 przedstawia drugi - po "Seedzie" - film kontrowersyjnego niemieckiego reżysera.
Zawiodą się ci, którzy po mocnym trailerze spodziewali się "Hostelu" w wersji masowej. Bowiem Uwe Boll - zamiast wypuścić kolejną nieudaną ekranizację gry komputerowej - postanowił nakręcić film z misją i pokazać światu piekło Holokaustu.
Seans otwiera 4-minutowy komentarz autora, w którym wyjaśnia genezę dzieła, a który mógłby być o połowę krótszy, gdyby Uwe nie mówił dwa razy tego samego po niemiecku i angielsku. Potem popis niewiedzy historycznej dają licealiści zza Odry, przepytywani pod tablicą, przypominającą wzorem kafelki w szkolnej toalecie.


Kaes: Przede wszystkim spodziewałem się, że będzie to trochę inny film. Myślałem, że będzie to dramat pokazujący wydarzenia z obozów koncentracyjnych, ale pokazany z perspektywy jakichś bohaterów. Tymczasem dostaliśmy coś w stylu filmu dokumentalnego. Tylko bez komentarzy narratora, który opisuje wydarzenia historyczne. W sumie to ciekawy zabieg - najwyraźniej Uwe Boll uznał, że obraz mówi sam za siebie i jakikolwiek komentarz jest zbędny. Jedyne co dostajemy to właśnie to wprowadzenie reżysera i wypowiedzi licealistów, którzy jak już wspomniałeś niewiele wiedzieli. A przynajmniej ci na początku. Bo potem pod tablicą pojawiały się osoby, które miały już jako takie pojęcie o sprawie.


Kuba: Jak na paradokument przystało, nie ma tu zwrotów akcji i innych zabiegów charakterystycznych dla filmów fabularnych. Boll nakręcił coś na kształt rekonstrukcji zdarzeń.
Nie uświadczymy tu też nadmiernego epatowania przemocą, choć motyw obozu koncentracyjnego ma ku temu duży potencjał. Wspomnijmy chociażby o paramedycznych eksperymentach przeprowadzanych na więźniach. Czyżby twórca "Postala" przestraszył się opinii publicznej? A może uznał, że nurt nazisploitation wyczerpał temat już w latach '70...?


Kaes: Ale właściwie, jeśli celem Uwe Bolla było pokazanie jak straszne były obozy koncentracyjne, myślę, że udało mu się to doskonale. Poszczególne sceny mówią same za siebie. Kiedy Żydzi skazani na śmierć zostawiają swoje rzeczy w jednej sali i są prowadzeni do wielkiej sali, w której zostaną zagazowani, do "szatni" wpuszczani są mieszkańcy obozu, którzy po prostu zabierają ich rzeczy. Mierzą buty, żeby pasowały, zbierają ubrania i wszystko co może się przydać. Chwilę później widzimy nazistów sortujących stosy złotej biżuterii zrabowanej swoim ofiarom. Albo obcinanie włosów zwłokom, żeby wypchać poduszki... Myślę, że te sceny naprawdę nie potrzebowały komentarza i były mocne mimo braku przemocy fizycznej.


Kuba: Wszystko pięknie, tylko że dokładnie to samo mogliśmy już wcześniej obejrzeć w niezliczonych filmach dokumentalnych na ten temat. No, może bez scen z wnętrza komory gazowej...
A nawet jeśli Boll rzeczywiście chciał uświadomić widzów historycznie, to było to z góry skazane na niepowodzenie. Czy liczył na to, że kina zaczną szturmować szkolne wycieczki...? Widząc jego nazwisko na plakacie, nauczyciele dwa razy zastanowią się, czy posyłać uczniów na seans. Kumaci widzowie już dawno obejrzeli któryś ze wspomnianych filmów dokumentalnych. A maniacy gore machną na edukacyjny charakter ręką albo opuszczą seans zawiedzeni brakiem bezkompromisowych dojazdów.
"Auschwitz" nie powali na kolana mieszkańca środkowej Europy, bo tu temat okrucieństw II Wojny Światowej jest wciąż obecny i żywy. Wszystko, co widzimy na ekranie, znamy chociażby z lektury "Medalionów".
A jeśli mamy traktować niemiecką produkcję jako materiał historyczny, to jest on nierzetelny. Przykład: SS-mani w filmie ciągle określają swoje ofiary mianem Żydów. A przecież nie tylko oni ginęli w obozach zagłady. To zbyt duże uproszczenie.


Kaes: Nie wiem. Ja nie oglądałem zbyt wielu filmów dokumentalnych na ten temat to i nie mam porównania. Dodam do tego, że całą historię znam raczej pobieżnie, a druga wojna światowa nie jest w tym względzie wyjątkiem. Wiem mniej więcej co działo się w obozach (na pewno więcej niż młodzież z niemieckiego liceum prezentowana w filmie), ale i tak nie jest to zbyt wiele. Może dlatego film zrobił na mnie wrażenie. Nie jakieś piorunujące, bo wiedziałem czego się spodziewać, ale jednak.
A co do nauczycieli unikających kina z powodu nazwiska reżysera, to nie wydaje mi się. Oni nawet nie kojarzą takiego gościa jak Boll i większość nawet nie trudziłaby się żeby sprawdzić kim on jest przed wyjściem do kina.

Film ciężko jest ocenić, głównie dlatego, że nie jest to tytuł w stylu jaki oglądam na codzień. Ostatecznie dają piąteczkę.


Kuba: Dodajmy, że mimo dokumentalnego charakteru, reżyser przemycił tu też kilka tricków rodem z fabularnych produkcji. M.in. hitlerowiec z czułością opowiadający, w przerwie od gazowania, o narodzinach syna.
A jeśli już jesteśmy przy dzieciach, to jest jeszcze jeden powód, dla którego fani gore nie będą zachwyceni z seansu. Otóż headshotowanym niemowlętom nie odskakują główki :)
Nie będą pocieszeni także kinowi onaniści. W filmie oglądamy co prawda kobiece (i nie tylko) wdzięki, jednak jest to średnia krajowa lat '40., a nie wulgarne amerykańskie nastolatki. Do tego, fryzury niektórych pań noszą ślady farbowania. A w tym czasie na głowach nie królował Schwarzkopf, a totenkopf...

"Auschwitz" to z pewnością film dobrze zrobiony. Ale jeśli uważałeś na lekcjach historii, to nie dowiesz się z niego niczego nowego.


OCENY
Kaes: 5/10
Kuba: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz