Kiedy: 29/30 X 2011
Gdzie: Kino Silver Screen, Łódź
Ile trwało: 23:00 - 4:00
O co chodzi: Nocny halloweenowy maraton z trzema horrorami: "Postrach nocy", "Nie bój się ciemności" i "Krzyk 4".
Kuba: Jako że prowadzimy bloga o wiadomej tematyce, nie mogło zabraknąć nas na
najważniejszym (?) święcie fana kina grozy - czyli halloweenowym
Enemefie. Był to nasz pierwszy raz na tego typu imprezie, a swoimi
wrażeniami dzielimy się z wami poniżej - w specjalnym halloweenowym
raporcie ekipy B49.
Niestety, organizatorzy imprezy dostają minusa już na samym początku
- za jej słabą promocję. Nie spodziewałem się rzecz jasna billboardów i
plakatów na przystankach, ale na stronie kina nie dopatrzyłem się nawet małego bannera, a na witrynie samej akcji
nie ma w ogóle wzmianki, że coś takiego w Łodzi w tym roku się odbywa.
Czyżby organizatorzy uznali, że o Nocnych Maratonach wie już każdy, kto
powinien, a stali bywalcy zapewniają komplet na widowni...?
Kaes: No już bez przesady. Informacja była, tyle że nie na stronie głównej, a w
dziale "Extra". Fakt, że jak ktoś nie wie gdzie szukać i w ogóle, że
szukać czegoś takiego powinien, to raczej na to nie trafi. Ciekawe jak
akcja byłą promowana w samym kinie. Nie zwróciłem uwagi, czy wisiały
gdzieś plakaty informujące o imprezie przy kasie albo w bufecie...
Obsługa w kinie, jak zawsze bardzo miła... ale tym razem jakby
nieobecna. Bilety sprawdzili przed pierwszym filmem, a potem zniknęli.
Nie zaglądali na salę żeby sprawdzić czy wszystko okej, nie było ich w
okolicach sali w przerwach między poszczególnymi seansami, nie
sprawdzali biletów już przy drugim filmie... Wyszło na to, że dowolna
osoba wychodząca z innego seansu mogła sobie wejść na salę kinową i
obejrzeć dwa filmy ot tak, bez żadnego problemu. Jedynie miłe panie w
snack barach twardo stały na swoich posterunkach.
Kuba: No właśnie, takie "chowanie" informacji na stronie nie sprzyja
pozyskiwaniu nowych widzów. Co więcej, sam harmonogram imprezy - kiedy
już w końcu nań natrafiłem - był bardzo niejasno rozpisany. Ciężko było
wywnioskować z niego, które filmy polecą w "naszym" kinie, o której
godzinie ruszy seans...
Podobnie zresztą było w samym Silver Screenie - jedyną pomocą okazała
się rozpiska filmów, pozostawiona przed salą przez któregoś z
pracowników. Cała obsługa dyskretnie ulotniła się zaraz po rozpoczęciu
seansu, dlatego w przerwie nie mieliśmy nawet kogo zapytać o plan
imprezy.
Co do wspomnianych przez Ciebie snack barów, to szkoda, że oferowały
tylko standardowy popcorn i orzeszki. Jakby nie patrzeć, NMF to 6 godzin
siedzenia w kinie, w czasie których niejeden widz chętnie zjadłby coś
bardziej treściwego. Tymczasem już po pierwszym filmie w budynku nie
można było kupić nawet głupiego hot-doga. Dwa dolne poziomy były
zamknięte na głucho. Rozbawiła mnie biało-czerwona taśma rozpięta na
parterze, przed wejściem do Wooka.
Kaes: Ale patrząc na frekwencję na sali można powiedzieć, że reklama nie była
taka zła. Wolne były chyba tylko dwa pierwsze rzędy i jakieś pojedyncze
miejsca brzegowe. I niestety właśnie duża liczba widzów sprzyjała dwóm
dość poważnym minusom całej imprezy. Po pierwsze duchocie na sali, co po
drugim filmie dało się bardzo mocno odczuć. Po drugie pojawiło się na
sali kilka przypadkowych (?) osób, które najwyraźniej przyszły na
maraton żeby pośmiać się ze znajomymi i poprzeszkadzać innym.
Pomoc w postaci karteczki z rozpiską wcale taka pomocna nie była. Jedyna
rzetelna informacja, którą można było na niej znaleźć to czas trwania
filmów. Godziny rozpoczęcia poszczególnych seansów i czas trwania przerw
były niestety błędne.
Kuba: Faktycznie, za to na sali rozluźniło się przed ostatnim filmem -
prawdopodobnie dlatego, że część ludzi nie widziała poprzednich trzech
części "Krzyku" i darowała sobie oglądanie "czwórki".
Zrezygnowanie z
klimatyzacji rzeczywiście nie było dobrym pomysłem, zwłaszcza kiedy
przez cały seans trzyma się kurtkę na kolanach.
Gagatków dokazujących po prawej stronie sali na szczęście szybko doprowadzili do porządku ludzie z obsługi.
A
jeśli już jesteśmy przy widowni, to wypada wspomnieć, że na Maraton
przyszła praktycznie sama młodzież - wiek na oko licealny. Najgłośniej
śmiali się z najgłupszych gagów, choć było też kilku mistrzów dedukcji,
usiłujących przewidzieć rozwój akcji i głośno tłumaczących sobie, co
przed chwilą ujrzeli na ekranie.
Cennym doświadczeniem było także słuchanie widzów, którzy mocno wczuli
się w losy bohaterów i w przerwach z przejęciem komentowali ich
poczynania ("No i po co on tam w ogóle poszedł? Ja bym wrzucił granat do
piwnicy i po sprawie!").
Kaes: Warto zaznaczyć, że obsługa uciszyła rozgadaną grupkę dopiero gdy ktoś
się zirytował mocniej i poszedł na skargę. Sami z siebie by się nie
pojawili.
No i zgadza się - komentarze amatorów były momentami bardzo ciekawe :)
Przejdźmy jednak do meritum. Sama idea maratonów filmowych ciekawiła
mnie od dawna, ale jakoś nigdy nie udało mi się na żaden wybrać. Tym
razem byłem i podobało mi się to. Trzy horrory, jeden po drugim. Świetna
sprawa. Uczta dla mych oczu. No i bardzo dobry sposób na uczczenie
Halloween - święta każdego fana horrorów. Chętnie się pojawią na
następnej takiej imprezie. I nie zniechęcą mnie wszystkie te drobne
niedociągnięcia. Ostatecznie można na nie przymknąć oko.
Kuba: Mnie też - mimo tych drobnych minusów - impreza bardzo przypadła do
gustu i chętnie wezmę udział w jej kolejnej edycji. To przede wszystkim
okazja do nadrobienia filmowych zaległości, w fajnej atmosferze i
przystępnej - jak na multipleksowe warunki - cenie. W tym miejscu wypada
wspomnieć, że w cenie biletu była też jednorazowa dolewka napoju - co
stanowi istotny aspekt wypadu do kina ;)
Należy też pochwalić organizatorów za kolejność, w jakiej ułożyli filmy.
Na pierwszy ogień poszedł lekki i dynamiczny "Postrach nocy", po nim -
zdecydowanie wolniejszy (i najsłabszy) "Nie bój się ciemności", a na
koniec - rodzynek dla wytrwałych, czyli "Krzyk 4". To co prawda kwestia
gustu, ale ten układ pokrył się z moimi preferencjami i sprawił, że -
mimo obaw - nawet nie ziewnąłem, aż do ostatniej sceny.
Zabrakło mi natomiast jakiegoś wprowadzenia przed, czy podsumowania
po seansie. Fajnie byłoby posłuchać komentarza specjalisty od kina
grozy. Dzięki temu w stu procentach poczułbym się jak na święcie
horroru, a nie - zwykłym (choć dłuższym) wieczorze w kinie.
Kaes: Zgadza się. Takie wprowadzenie stanowiłoby bardzo miły akcent. No i rozwiązałoby problem z przepływem informacji - taka osoba mogłaby od razu powiedzieć kilka słów na temat technicznych aspektów maratonu - o przerwach itp.
Ale jak już zostało powiedziane - impreza mimo kilku niedociągnięć zdecydowanie udana.
OCENY
Kaes: 9/10
Kuba: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz