czwartek, 24 listopada 2011

Final Destination 5

aka: Oszukać Przeznaczenie 5; 5nal Destination; Final Dead Bridge
Znana obsada: -
Rok: 2011
Kraj: USA
Fabuła: Ósemka młodych pracowników firmy papierniczej - po proroczej wizji jednego z nich - unika śmierci w katastrofie na moście. Ale śmierć nie odpuści im tak łatwo...
Długość: 1:32







Kuba: "Oszukać Przeznaczenie" to taka specyficzna seria slasherów, w której każda kolejna część jest niemal identyczna, ale - paradoksalnie - wszystkie trzymają wysoki poziom.
Mimo to, przed seansem brałem pod uwagę, że piąta część cyklu może okazać się wtórnym średniakiem, nastawionym na wyciągnięcie kasy od fanów.
Moje wątpliwości rozwiała już sama czołówka z lecącymi wprost na mnie przedmiotami, od których ginęli bohaterowie poprzednich części. Pomysł niby banalny, a jednocześnie bardzo efektowny. Plus punkty za nawiązanie do całej "sagi".

Kaes: Z tym wysokim poziomem każdej części bym się tak nie rozpędzał. Właśnie przez to powtarzanie utartych schematów w każdej kolejnej odsłonie, kolejne części robią coraz mniejsze wrażenie. A próby wprowadzania zmian wychodziły twórcom raczej słabo (np. motyw z nienarodzonym dzieckiem w częsci trzeciej czy motyw zdjęć zdradzających plany śmierci w części czwartej). Jednak nieodmiennie każdą kolejną część warto było obejrzeć choćby dla pomysłowych i efektownych dojazdów, które serwowali nam twórcy.
Co do czołówki - faktycznie rewelacja. I mimo, że epicka muzyka bardziej by pasowała do kolejnej części przygód Jamesa Bonda, to i tak mi się podobało.

Kuba: No dobra, kolejne części cyklu może nie były arcydziełami kinematografii, niemniej jednak za każdym razem odchodziłem od ekranu usatysfakcjonowany.

A jeśli już jesteśmy przy dojazdach, to właśnie one są wizytówką całej serii; choć nierealistyczne, to zawsze misternie przygotowane i przeprowadzone na zasadzie "reakcji łańcuchowej".
Twórcy piątej odsłony wyraźnie postawili sobie za cel godnie zwieńczyć sagę. I udało im się to w stu procentach. To widać już w scenie pierwszej katastrofy, w której zapadający się most pociąga za sobą dziesiątki pojazdów, w tym i autokar głównych bohaterów. Jest wyjątkowo długo i bardzo widowiskowo. Strzelające liny, lejąca się smoła czy zsuwające się pręty (i to, jakie straty powodują w ekipie bohaterów) sprawiają, że przez te kilka minut wypadki na ekranie śledzimy z zapartym tchem.
Potem film wcale nie obniża lotów - przeciwnie - każdy kolejny dojazd jest lepszy od poprzedniego. Warto wymienić tu chociażby tragikomiczną śmierć w spa czy sugestywną scenę w gabinecie okulistycznym.
Dlatego też polecam wybranie się na film do kina 3D.

Kaes: Dobrze mówisz. Pierwsza scena naprawdę robi wrażenie. Twórcy postarali się o bardzo widowiskowe śmierci. Już przy pierwszej ofierze, czyli dziewczynie nabitej na maszt, widz robi "WOW!". A każda kolejna jest conajmniej równie dobra jak ta pierwsza. Warto też podkreślić, że właśnie ta początkowa scena jest robiona ewidentnie pod 3D. Oczywiście oglądając film na ekranie komputera widz też powinien być zadowolony, jednak 3D bardzo potęguje efekt.
Jeśli chodzi o późniejsze dojazdy, twórcy też się przyłożyli. Misternie przygotowane reakcje łańcuchowe, w których jedna mała śrubka pełni ważną rolę. I mimo, że za każdym razem wiedzieliśmy, że za chwilę ktoś zginie, to jednak do ostatniej chwili nie wiedzieliśmy jak. Śmierć za każdym razem puszcza do nas oko. Kiedy już nam się wydaje, że wszystko wiemy, okazuje się, że jednak nie mieliśmy racji. Na dodatek dostaliśmy pełen serwis sposobów umierania - zaskakujące i z lekkim przymróżeniem oka (SPA), takie na które aż ciężko patrzeć (gabinet lekarski) i takie, że na usta ciśnie się tylko jedno "ło ku**a!" (sala gimnastyczna - maj fejwrit). A wszystko to okraszone flakami i czerwoną farbą - czyli podane tak jak lubię najbardziej.

Kuba: Choć trzeba uczciwie przyznać, że - pomimo drobnych innowacji - fabuła od początku do końca toczy się według utartego schematu, znanego z czterech poprzednich części. Nietrudno bowiem przewidzieć, którzy bohaterowie przeżyją (czy raczej - później zginą). A w pewnym momencie ocalali tracą zaufanie do "kolesia z wizją" i robią mu wyrzuty nie wiadomo o co.
Poza tym, na ekranie pojawiają się doskonale znane nam archetypy postaci: racjonalny policjant, "mający bohaterów na oku" (choć w sumie ciężko byłoby wyeliminować jego wątek z fabuły) i mroczny Murzyn-koroner (Tony Todd) - jedyny bohater występujący we wszystkich częściach cyklu.
Jednak mimo pewnej przewidywalności, "Oszukać Przeznaczenie" ogląda się bez znużenia.

Kaes: No toczy się po schemacie, nie da się ukryć. Ale toczy się sprawnie i bardzo miło się to ogląda. Poza tym nie ma w tej części tych przekombinowanych pomysłów na rozszyfrowanie schematu działania śmierci. Co więcej, twórcy złamali jeden ze schematów, który pojawia się we wszystkich horrorach notorycznie - bohaterowie nie są nastolatkami, tylko dorosłymi (choć nadal młodymi ludźmi). Dzięki temu unikamy sytuacji, gdy uczennica liceum wygląda jak laska pod trzydziestkę. Duży plus.

Kuba: Niby nie są nastolatkami, ale feralna wycieczka z pracy bardziej przypomina licealną "zieloną szkołę", m.in. przez wzmiankę o nocnym zakazie opuszczania pokojów. Nie wpływa to na odbiór filmu - ot, taka ciekawostka z kręgu dziwnych amerykańskich zwyczajów.
A samych bohaterów - mimo że starszych, niż zwykle - można łatwo przyporządkować do standardowych typów horrorowych postaci. Mamy więc np. grzeczną dziewczynkę i jej przeciwieństwo.
Ale jest też kilka niebanalnych osób, dodających akcji kolorytu - jak chociażby Dennis (David Koechner) - wczuty w swoją rolę, choć niezbyt lotny, dyrektor. Warto wspomnieć także o Isaaku (P.J. Byrne) - to cyniczny nerd, przekonany o swojej atrakcyjności. Dzięki nim filmu nie ogląda się ze śmiertelną powagą.

Kaes: Twórcy nie szczędzili też widzom licznych smaczków. Są nawiązania do poprzednich części, jest "Dust in the Wind" i jeszcze wiele innych, których wymieniać nie będę. A wszystko to w piękny sposób zmierza do finału.
Podsumowując, muszę powiedzieć, że film zaskoczył mnie bardzo pozytywnie. Wybierając się do kina na piątą część serii, nie spodziewałem się niczego ponad serię efektownych dojazdów (bo kto by się spodziewał czegoś więcej po pomyśle, z którego twórcy zdawali się wycisnąć już wszystko). I to głównie dla tych kilkunastu minut krwawej jatki chciałem zobaczyć to w wersji 3D. A jak się okazało, dostałem dużo, dużo więcej. Myślę, że "Oszukać przeznaczenie 5" ma bardzo duże szanse by trafić do pierwszej trójki filmów przerobionych w roku 2011. Duży pozytyw.

Kuba: Do smaczków dorzucę jeszcze dziwną sytuację, w której ocalali z katastrofy bohaterowie przychodzą do wymarłej firmy - właściwie nie wiadomo po co. Nie pracują, snują się po pokojach i analizują zaistniałą sytuację...
Wspomnijmy też o małej, ale jakże interesującej innowacji w schemacie fabuły, w której to - po raz pierwszy od początku cyklu - jeden z bohaterów świadomie "pomaga" tytułowemu przeznaczeniu.
A już absolutną wisienką na torcie jest puenta w ostatniej scenie. Nie będziemy jej rzecz jasna zdradzać, ale twórcy jasno dają nam do zrozumienia, że na "szóstkę" nie ma co liczyć.

Nie pozostaje mi nic innego, jak podpisać się pod Twoim podsumowaniem obiema rękami. "Oszukać Przeznaczenie 5" to niemal pewniak na podium w rankingu filmów obejrzanych przez nas w tym roku.

OCENY
Kaes: 9/10
Kuba: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz