poniedziałek, 15 sierpnia 2011

Beneath Still Waters

aka: Lake of the Dead
Znana obsada: reż. Brian Yuzna
Rok: 2005
Kraj: Wielka Brytania/Hiszpania
Fabuła: 40 lat temu małe hiszpańskie miasteczko zostało wysiedlone, a na jego miejscu powstał zalew. Gdy mieszkańcy pobliskiej wsi świętują rocznicę tego wydarzenia, w okolicy jeziora zaczynają ginąć ludzie…
Długość: 1:31





Kuba: Esencję tego filmu stanowi jego początek: dwóch chłopców, przy dźwiękach sielankowej muzyki, wymyka się z domu, by pobuszować po zalanej wiosce. Na miejscu natrafiają na satanistyczny rytuał, którego jeden z nich pada ofiarą.
Bardziej schematycznie i tandetnie już się nie dało. A dalej nie jest lepiej, bo cały obraz stanowi kompilację mocno zgranych motywów i postaci: mamy więc dociekliwą reporterkę, zachłannego burmistrza i - jako że zło tym razem czai się w wodzie - całą serię zagrywek znanych chociażby ze "Szczęk".

Kaes: I oczywiście główną bohaterką jest młoda dziewczyna, Clara, dręczona przez koszmary i nawiedzana przez ducha dziadka, który najwyraźniej próbuje ją przed czymś ostrzec. Powtarza ciągle, że "nadchodzi!", ale nikt nie wie o co (lub o kogo) chodzi.

Śmieszna jest też otoczka filmu. Akcja toczy się w miejscowości nieopodal tamy, zbudowanej 40 lat temu. Żeby wybudować tę tamę trzeba było zalać małą mieścinę. Z okazji 40-lecia powstania tamy organizowany jest festyn. Przyjeżdża telewizja, prasa, wszyscy żyją tym wielkim wydarzeniem. A kiedy kilka dni przed rozpoczęciem uroczystości w jeziorze ginie młody chłopak, burmistrz martwi się tylko czy to nie popsuje w jakiś sposób obchodów rocznicy.

Kuba: Cały ten motyw zalanej wioski przypomina mi równie marną książkę Guya N. Smitha "Dzwon Śmierci 2". Tyle że tu - zamiast tytułowego tybetańskiego dzwonu - mamy do czynienia z Szatanem i topielcami.
Ci ostatni są zresztą bardzo dobrze wykonani, świetnie animowani i pokryci wstrętnym śluzem. Widać tu rękę twórcy "Re-Animatora", choć efekty specjalne przypadną też do gustu fanom "Martwego Zła". To jednak jedyny godny pochwały element tej brytyjsko-hiszpańskiej produkcji.

Kaes: Zgadza się. Film nie ma zbyt wielu jasnych stron. Tandetne i mocno ograne pomysły przewijają się przez cały film. Zaczynając od wymienionych już bardzo stereotypowych postaci burmistrza i reporterki, mamy jeszcze wyluzowaną nastolatkę, nastolatka skorego do głupich zabaw, złego pana w garniturze, motyw więdnącej róży, kiczowatych satanistów i pewnie jeszcze wiele innych tego typu rzeczy, których nie dostrzegłem albo już pozbyłem się ich z pamięci.

Kuba: Dodajmy do tego jeszcze drewniane dialogi orasz rozbicie akcji na kilka równoległych wątków - mało interesujących i dodatkowo utrudniających skupienie na głównej osi fabuły.
Tak naprawdę jedyną ciekawszą sceną jest dzika orgia, w jaką przerodził się festyn przy tamie. Jest ona co prawda kompletnie bez sensu i nie posuwa akcji naprzód, ale poziom stężenia groteski (i cycków!) sprawia, że na kilku minut wyrywamy się z otępienia, w jakie wpędza nas nudny seans.

Kaes: No nie wiem. Akurat ta scena była tak totalnie z dupy, że to aż przerażające. W ogóle nie wiadomo o co chodzi. to jest nielogiczne, głupie, wciśnięte na siłę i zwyczajnie słabe. Ja jednak jako jedyny plus filmu wolę policzyć główną bohaterkę, która jest ładna i w dodatku gra ją faktycznie młoda dziewczyna, a nie prawie trzydziestoletnia laska, która udaje nastolatkę, jak to często bywa w amerykańskich produkcjach.

Kuba: Ale przyznasz, że przynajmniej była "jakaś" i - w przeciwieństwie do reszty filmu - pozostanie w pamięci na dłużej.

I jeszcze jedno - scenarzyści wyjątkowo łaskawie obeszli się z głównymi bohaterami, bo większość z nich przeżyła...

OCENY
Kaes: 2/10
Kuba: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz