niedziela, 23 września 2012

I Spit on Your Grave


aka: Bez litości
Znana obsada: -
Rok: 2010
Kraj: USA
Fabuła: Jennifer Hills, ładna dziewczyna z miasta, przyjeżdża do domku niedaleko małej mieściny. Z dala od cywilizacji i miejskiego zgiełku ma zamiar napisać książkę. Niestety nie wszystko potoczy się tak jak sobie zaplanowała. Grupka okolicznych wyrostków postanawia wykorzystać okazję i zabawić się z samotnie mieszkającą dziewczyną, która nie da rady sama się obronić.
Długość: 1:31





Kaes: Po filmie spodziewałem się czegoś zupełnie innego. Myślałem, że grupa facetów będzie stopniowo zamęczać dziewczynę w domku na uboczu. Motyw znany chociażby z bardzo dobrego "Funny Games". Jednak okazało się, że tak można streścić jedynie część filmu. Potem Jennifer udaje się uciec, a jakiś czas później wraca żeby się zemścić. A trzeba zaznaczyć, że jest bardzo pomysłowa jeśli chodzi o sposoby rozprawiania się ze swoimi niedawnymi oprawcami.

Kuba: Ale 1,5 godziny filmu polegającego na metodycznym torturowaniu Jennifer (Sarah Butler) byłoby... przygnębiające - i w gruncie rzeczy nudne. Na tym zresztą polega nurt rape & revenge: najpierw wzbudzić litość nad ofiarą i nienawiść do oprawców, by potem z satysfakcją obserwować, jak giną w męczarniach.
Dodajmy, że "Bez Litości" to remake filmu z 1978 roku. Z tego co się orientuję, oba obrazy różnią się głównie rodzajami dojazdów. A że wąskie ramy gatunku jakim jest rape & revenge, nie pozwalają na zbytnią ekwilibrystykę w warstwie fabularnej, twórcy mogliby spokojnie wypuścić tę produkcję pod innym tytułem. Woleli jednak pożerować trochę na popularności kultowego (?) dzieła sprzed 34 lat.

Kaes: Oj tam zaraz nudne. Sporo filmów, które oglądamy opiera się na motywie, gdzie ktoś jest dręczony przez cały film z przerwami na próby ucieczki. Z drugiej strony to dobrze, że uciekła jednak, bo ona była dużo bardziej pomysłowa jeśli chodzi o dojeżdżanie swych oprawców. Hm... Tak właściwie to oni w ogóle nie byli pomysłowi.
Oryginalnej wersji tego filmu nie widziałem, choć może kiedyś się skuszę - to byłoby niezłe porównanie. Ciekawe też jak bardzo różnią się pomysły Jennifer... Może ostatecznie wyszłoby, że zmiany są dobre, bo na przykład bardziej efektowne i pomysłowe śmierci zastosowano. A jeśli jednak pierwowzór był lepszy pod tym względem... To koniecznie będzie to trzeba kiedyś obejrzeć.

Kuba: Skupmy się jednak na faktach. Choć tak naprawdę wszystko, co ważne na temat fabuły, już wiecie. Bo i ta jest prosta jak umysły prześladowców Jennifer. Poza jednym smaczkiem pod koniec - roboczo nazwanym przeze mnie "z nauczycielką". Więcej nie zdradzę.
Tak jak wspomniałeś, część "revenge" charakteryzuje się brutalnymi, ale i finezyjnymi dojazdami. Do moich "ulubionych" należy ten "z powiekami"...

Kaes: Zgadzam się, motyw z nauczycielką był zdecydowanie dobry.
Jeśli miałbym wybrać najlepszy dojazd, to miałbym spory problem. Wszystkie były dobre. Utkwił mi w pamięci ten z kąpielą na przykład. Ciężko w ogóle napisać coś więcej w tym temacie, żeby nie spoilować odbierając widzom przyjemność oglądania.

Kuba: Ale nawet nie ma tu czego spoilować, bo i tak z grubsza wiadomo, jak się wszystko skończy... :)
Czas zatem na rzecz, która mi się w filmie nie spodobała. Jest to mało przekonujące zachowanie Jennifer. W pierwszej połowie jest przesadnie niezdarna: rozlewa wino, topi komórkę w kiblu... Niby ma to swoje uzasadnienie fabularne, ale taka ślamazarność - zamiast budzić litość - bardziej irytuje. Z drugiej strony, w części "revenge", Jenny obezwładnia swoich niedawnych oprawców z łatwością komandosa Specnazu. Ja rozumiem, że chęć zemsty dodaje jej skrzydeł, ale ciężko uwierzyć w tak szybką przemianę kruchej pisarki w bohaterkę "Kill Billa"...

Kaes: Z grubsza wiadomo, ale chodziło mi o szczegóły dojazdów na przykład. Stanowią one główną część filmu, a nie warto się nad nimi dłużej pochylać, żeby jednak pozostały dla widza zaskoczeniem. Bo że pomysłowe i zaskakujące były to już ustaliliśmy.
No i co się tu więcej rozwodzić? Fabuła prosta jak konstrukcja cepa, ale to nie o fabułę tutaj chodzi. I tak jest ona tylko pretekstem do brutalnych akcji i dają szanse żeby twórcy mogli pochwalić się swoimi chorymi wizjami. Szacun dla nich, bo pomysły mają niezłe. A oryginalną wersję trzeba będzie kiedyś obejrzeć.

Kuba: Żeby nie było, że twórcy przyłożyli się tylko do dojazdów, dodam że na pochwałę zasługuje też scenografia. Zapuszczona okolica, którą odwiedza Jennifer, naprawdę odrzuca. Brudna stacja benzynowa, zarośnięte jezioro - to wszystko idealnie współgra z tym, co dzieje się na ekranie.
W filmie pojawia się też pewien dobrze znany kinomanom motyw: jeden z gwałcicieli jest pokazany jako przykładny mąż i ojciec. Widzieliśmy to chociażby w "Auschwitz".
No i jeszcze jedna sprawa: fatalny, nijaki polski tytuł. To właśnie on sprawił, że - nie zdając sobie sprawy jak film nazywa się w oryginale - przez kilka dobrych miesięcy pomijaliśmy go, wybierając pozycję do obejrzenia i ocenienia.
Tak czy inaczej, choć "Bez litości" nie jest propozycją dla wrażliwych widzów, to stanowi jednocześnie kawał solidnie zrobionego kina klasy B.

OCENY:
Kaes: 7/10
Kuba: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz