niedziela, 26 sierpnia 2012

Bitten

aka: Bitten In The Twilight; Lady Is A Vamp
Znana obsada: wyst. Jason Mewes
Rok: 2008
Kraj: Kanada
Fabuła: Jacka – sanitariusza – rzuciła dziewczyna. Wracając wieczorem z pracy znajduje na śmietniku ranną młodą kobietę. Myśląc, to narkomanka, zabiera ją do domu, by jej pomóc.
Długość: 1:28



Kuba: Ten film wyjątkowo długo czekał na swoją kolej i recenzję. Niestety, okazało się, że całkiem słusznie przez kilka dobrych miesięcy pomijaliśmy go w wyborze pozycji do obejrzenia.Już od pierwszych sekund widać, że mamy do czynienia ze zrzynką z filmów Quentina Tarantino. Charakterystyczna czołówka i westernowa muzyka (zwłaszcza te pojedyncze "plumknięcia" na gitarze pomiędzy poszczególnymi scenami) to jaskrawe tego przykłady. I to, co sprawdza się u mistrza kina klasy "B", tu wypada słabo, wtórnie i na siłę. Zwłaszcza, że jeden film z wampirami w westernowej konwencji już powstał. Ale "Od Zmierzchu do Świtu" było bezkompromisową rozwałką. A przegadany klocek o napalonej wampirzycy zgarniętej ze śmietnika nijak się ma do stylowych gitar a'la The Shadows.

Kaes: Przesadzasz. Film nie był aż tak zły.Motywy Tarantinowskie są nachalne, ale pojawiają się przede wszystkim w czołówce i w pierwszych kilku minutach filmu. Później w zasadzie zostają tylko te "plumknięcia pomiędzy poszczególnymi scenami" (tak BTW, bardzo trafne określenie). Zastąpiły je za to akcje rodem ze tandetnych amerykańskich komedii (mówię oczywiście o sprzątaniu trupów i radosnej piosence "Tidy up your mess"), które u mnie budziły bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony wywoływały uczucie zażenowania, ale z drugiej w jakiś tam sposób bawiły.

Kuba: Kończąc wątek "motywów tarantinowskich", wspomnę jeszcze o z-dupy dialogach pomiędzy Jackiem (Jason Mewes) i Rogerem (Richard Fitzpatrick). Cóż, Mistrz rozpisałby je tak, że jeszcze długo po seansie przerzucalibyśmy się co lepszymi cytatami. Zaś w kanadyjskiej wersji są one po prostu... z dupy. A dodatkowo umieszczone na samym początku filmu tylko dezorientują widza, który nie wie, czy powinien nastawić się na odbiór ważnych dla dalszej fabuły treści.Przeplatają je scenki z życia załogi karetki. Rozumiem ich rolę, ale spokojnie można by je skrócić o połowę - bez obawy, że ktoś nie pojmie, że Jack to ciężko harujący ratownik medyczny.

Chwyty z niezbyt wyszukanycgh komedii faktycznie są (jak np. beztroska kopulacja przy jeszcze ciepłych zwłokach znienawidzonej eks-dziewczyny), ale reżyser korzysta z nich z umiarem. Dzięki temu "Bitten" daleko do poziomu żenady, jaki osiągnęły "Atak Pomidorów-Zabójców" czy "Killer Condom".

Kaes: Ja jeszcze na momencik do tych rozmów z dupy wrócę. W tym przypadku określenie "z dupy" pasuje jak ulał. Jednym z ich tematów była kupa, więc chyba powinieneś być zadowolony ;)

Z tymi słabymi gagami, w sumie masz rację. Nie przytłaczały aż tak bardzo, a jak się zastanowić, to były też bardziej wyszukane i zabawne momenty (podobało mi się na przykład wybieranie odpowiedniej szklanki do picia krwi).

Kuba: Sama obecność kupy nie czyni dialogu zabawnym - nawet dla mnie. Kupę trzeba umieć odpowiednio wykorzystać.

Do zabawnych momentów dorzucę jeszcze scenę, w której wybredna wampirzyca odmawia konsumpcji mrożonej krwi z foliowego worka i domaga się "ciepłego" napoju.

Warto też kilka ciepłych słów poświęcić poświęcić samej krwiożerczej bohaterce, granej przez Ericę Cox. Ta obficie obdarzona przez chirurga plastycznego aktorka pozwala nacieszyć sobą oko w chwilach, gdy prościutka fabuła zaczyna widza nużyć. Twórcy filmu chyba świadomie odwracają naszą uwagę od mizernego scenriusza, bo oko kamery raz po raz zatrzymuje się na krągłościach zębatej damy.

Kaes: A widzisz... Myślałem, że bawi Cię kupa sama w sobie.
Scena z krwią z worka była rzeczywiście niezła. Ja z tej sceny najlepiej zapamiętałem dylemat Jacka pod tytułem "w czym podać krew?". Właściwie nie wiem w czym się powinno podawać coś takiego, ale oczywistym wyborem wydaje się lampka, taka jak do czerwonego wina. Nawiasem mówiąc, właściwie nie dziwię się kapryśnej wampirzycy, która wolała ciepłą krew, a nie zimne byle co. To tak jakby ktoś chciał mi dawać ciepłe piwo. Aż mnie wstrząsa na samą myśl.
Zabawna była też scena gdy Jack prosi Danikę: "Jeszcze nie widziałem cię w świetle. Wystaw rękę na słońce, zobaczymy co się stanie". Efekt był całkiem łatwy do przewidzenia.

Kuba: A swoją drogą, zauważ że Jack dość szybko zaakceptował fakt, że przygarnął pod swój dach wampirzycę. Widocznie ratownikom medycznym często przytrafiają się takie rzeczy.

Tak roztrząsamy te gagi, że Czytelnik jeszcze gotów pomyśleć, że "Bitten" to pozycja warta polecenia. Przypominam zatem, że tak nie jest. W filmie niewiele się dzieje - z ekranu momentami wieje nudą. Do tego jest tu za dużo... muzyki, przez co chwilami robi się zbyt teledyskowo. Nieco drażni także praca kamery. Operatorzy serwują nam głównie zbliżenia - ciężko się to ogląda.
Całości nie ratuje też końcówka - przegadana i rozwlekła.
Podsumowując, "Bitten" nie wciąga, nie straszy, śmieszy tylko niekiedy, a jego główną zaletą są cycki Eriki Cox.

Kaes: Może był po prostu fanem horrorów, filmów fantasy itp. Ja też mam czasem wrażenie, że całkiem łatwo zaakceptowałbym fakt ataku zombie czy istnienia wampirów/wilkołaków.
Ja nie uważam, żeby ten film był zły. Nie był też dobry, ale mimo wszystko zasługuje na wypośrodkowaną ocenkę, czyli solidną piątkę. Mimo niektórych denerwujących elementów, humor ratuje sytuację, a w miarę wartka fabuła nie nudzi.

OCENY:
Kaes: 5/10
Kuba: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz