sobota, 10 grudnia 2011

Kondom des Grauens

aka: Killer Condom, Condom of Horror, Zabójczy Kondom, Kondom Grozy
Znana obsada: H.R. Giger (konsultant ds. efektów specjalnych)
Rok: 1996
Kraj: Niemcy, Szwajcaria
Fabuła: Do szpitala w Nowym Jorku trafia mężczyzna, któremu odgryziono genitalia. Policja podejrzewa, że sprawcą jest nastolatka, z która znaleziono go w pobliskim hotelu. Wkrótce jednak pojawia się więcej ofiar, a wszystkie ataki mają miejsce w tym samym hotelu. Policja rozpoczyna śledztwo...
Długość: 1:48



Kaes: Film, który stał się legendą jeszcze zanim go obejrzeliśmy. Wymieniany jednym tchem wśród takich klasyków złego horroru jak "Martwica mózgu" czy "Bad Taste" (i nieco później też "Teeth", który mimo, że jest nowszą produkcją, też stał sie już legendą, mimo, że nie mieliśmy okazji tego obejrzeć). Nigdy jakoś nie udawało się tego tytułu zobaczyć, ale wreszcie, po latach wyczekiwań, udało nam się wykreślić Kondoma z listy "trzeba obejrzeć".

Fabuła zapowiadała się bardzo dobrze. Sex, krew i absurd - czy można chcieć czegoś więcej od taniego horroru? Akcja toczy się w hotelu-burdelu i dość szybko okazuje się, że autorzy postanowili się skupić na środowisku gejowskim. Twardy gliniarz, Luigi Mackeroni (który wygląda zupełnie jak Kevin Spacey w K-Paxie), spotyka na miejscu zbrodni swojego dawnego partnera Boba, który nadal żywi do niego gorące uczucie. Wątek miłosny tej dwójki jest jednym z głównych motywów i opiera się na nim niemal połowa filmu.

Kuba: W rzeczy samej, spotkanie z "Kondomem" przekładaliśmy latami, ale film okazał się niewart tego czasu.
Ale po kolei - detektyw Mackeroni (Udo Samel) - nowojorczyk włoskiego pochodzenia, mówiący po niemiecku - faktycznie ma w sobie coś z bohatera "K-Paksu" - pod warunkiem, że jego akcja toczyłaby się w melinie. Poza tym, to mocno przerysowana postać wyjęta z filmu noir - w nieodłącznym prochowcu, ciemnych okularach i oparach papierosowego dymu - snująca pseudofilozoficzne monologi. Z początku jest to nawet zabawne, ale twórcy "Kondoma" przesadzili z przerysowaniem Mackeroniego i jego obecność na ekranie szybko zaczyna nużyć i irytować.
Podobnie jest z wyeksponowanym na siłę wątkiem gejowskich skłonności policjanta. Jego eks-chłopak (Leonard Lansink) pojawia się w co drugiej scenie, panowie na nowo przeżywają dawną miłość, a akcja momentalnie siada.
Zresztą Bob, jako drag queen Babette, zachowuje się tak sztucznie i stereotypowo, że nie rozbawi nawet najbardziej zaciekłego homofoba.

Kaes: No fakt. Babette była beznadziejna... Ale może przejdźmy do głównego sprawcy całego zamieszania - krwiożerczego kondoma.
Zabójcza gumka nie budzi wielkiego strachu, choć wizja odgryzionego pena na pewno przemawia do wyobraźni widza. Niestety ten mały drapieżnik bardziej przypomina robaczka z popularnej gry komputerowej niż krwiożerczą bestię (choć wormsy są właściwie rządne krwi...). Odgłosy które wydaje na początku budzą uśmiech, ale już po chwili zaczynają irytować.

Kuba: Racja - tytułowy kawałek lateksu nie wzbudza strachu, a rozczarowuje. Tym bardziej, że przy filmie pracował Hans Giger - twórca postaci Obcego. Kondom-zabójca - poza popiskiwaniem gremlina - irytuje także tym, że... za szybko się porusza. Dlatego walka z nim przypomina polowanie na muchy: zębata prezerwatywa śmiga jak szalona z kąta w kąt, podczas gdy Mackeroni bezradnie ostrzeliwuje meble i domowe sprzęty.
Zresztą samych walk jest w "Kondomie" jak na lekarstwo. Większość czasu wypełniają miałkie dialogi, wymuszone gagi i wałkowane do znudzenia żarty o homoseksualnych skłonnościach Luigiego.

Kaes: Słuszna uwaga. Scen akcji jest zdecydowanie za mało. Wydawałoby się, że w filmie w którym głównym punktem jest walka ze złym potworem, powinno się dużo dziać. A tu przez większość nie działo się nic.
Warto też wspomnieć o humorze jakim twórcy postanowili okrasić film. Bardzo przaśny, często wywołujący uśmieszek politowania. Wystarczy przywołać choćby cień pokazujący wielkość narządów detektywa Mackeroniego (i towarzyszący mu tekst uwielbienia ze strony młodego geja - "Woooow!"). Albo scena wabienia kondoma. To była bardzo udana akcja :)

Kuba: Jednym słowem, humor w filmie jest typowo niemiecki.
A jeśli jeszcze dodamy do tego sceny niemal klatka po klatce zerżnięte z innych produkcji klasy "B" (typu randka naiwnej studentki z profesorem o jednoznacznych zamiarach) i słabe aktorstwo - otrzymamy z grubsza kompletny obraz "Kondoma".
Równocześnie jednak - pośród tego zalewu kinowej tandety - uważny widz wychwyci kilka interesujących nawiązań. Jak chociażby scena pod prysznicem, wyjęta z "Psychozy" Hitchcocka czy chociażby postać detektywa Mackeroniego, odwołująca się do nurtu noir.

Kaes: No i tak to się ciągnie do końca, filmu trwającego o dziwo aż dwie godziny. Finałowa scena niestety nie ratuje całości, jest mocno typowa i zwyczajnie nijaka. Fajnie było zobaczyć ten film po tylu latach oczekiwań. Odhaczam tytuł z listy "umrę jak nie zobaczę" i czekam na kolejne "legendarne" tytuły. Kondom zgarnia piąteczkę - ocena nieco zawyżona przez te lata oczekiwań.

Kuba: Nieco zawyżona?! Najpierw zjeżdżasz film od góry do dołu, a potem dajesz mu ocenę jak dla solidnego średniaka...? Dla mnie to naciągana dwójka - tylko przez "te lata oczekiwań" i fakt, że jakoś tam wrył się w naszą pamięć.

Zresztą, jak słusznie zauważyłeś, "Kondom" jest zwyczajnie za długi (tak, tak - wyszukana gra słów). A policjanci irytują swoją nieudolnością i tym, że na trop sprawcy tajemniczych okaleczeń trafiają grubo po połowie filmu.

Na koniec, pod Twoją rozwagę poddam podobieństwa "Kondoma" do innego niskobudżetowego klasyka - "Basket Case". W obu przypadkach akcja toczy się bowiem w hotelu, za zgony odpowiada mały zmutowany drapieżnik, a całość doprawiona jest humorem niskich lotów. Na oba filmy zresztą przez dłuższy czas ostrzyliśmy sobie zęby. Niestety, niepotrzebnie...

Kaes: Nie przypominam sobie, żebym zjeżdżał film od góry do dołu... Mam mu sporo do zarzucenia, ale w sumie bez przesady. Choć po przemyśleniu przyznaję rację - faktycznie zawyżyłem trochę bardziej niż "nieco". Niemniej zdania nie zmieniam i zostaje ta piątka.
A wspomniany "Basket Case" był jednak słabszy.

Kuba: Film pochwaliłeś tylko w jednym miejscu, więc jak dla mnie kwalifikuje się to pod "zjechanie od góry do dołu".

A mnie "Basket Case" podobał się bardziej. Nie był co prawda aż tak wyrazisty, ale większość scen oglądało się bez facepalma. A i potworek wyglądał zdecydowanie lepiej.

Kaes: Starałem się być raczej neutralny, z lekkim zjechaniem. Bo film miał dłużyzny i nie śmieszył tak jak tego oczekiwałem. Trzeba jednak docenić sam pomysł, który jest świetny. No i zawsze pozostaje argument pt. "widziałem już gorsze filmy". Na przykład taki "Basket Case" dostał ode mnie trójkę. Kondom, jako film lepszy, powinien dostać lepszą ocenę... A że ją zawyżyłem - to przyznałem od razu.

Kuba: No ale samym pomysłem nie da się ciekawie zapełnić niemal dwóch godzin seansu (patrz chociażby "Plewy"). Dla mnie o wiele istotniejsze jest jego wykorzystanie. A że Niemcy, Szwajcarzy i Hans Giger zrobili to marnie, moja ocena jest taka a nie inna.

OCENY
Kaes: 5/10
Kuba:
2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz