niedziela, 12 sierpnia 2012

Trolljegeren

aka: Łowca trolli
Znana obsada: -
Rok: 2010
Kraj: Norwegia
Fabuła: Trójka studentów pragnie nakręcić film dotyczący kłusownictwa. Natrafiają na groźnie wyglądającego Hansa, który rzekomo zajmuje się polowaniem na niedźwiedzie. Postanawiają go śledzić i nagrać w trakcie pracy. Nie wiedzą, że jego zwierzyna jest dużo groźniejsza niż jakiś tam niedźwiedź...
Długość: 1:43


Kaes: Film zaczyna się od krótkiej notki wprowadzającej. Dowiadujemy się, że do mediów trafiła taśma zawierająca kilka godzin nagrań udowadniających istnienie rządowego spisku mającego na celu ukrycie istnienia trolli w Norwegii. Początkowo zakładano, że to tylko żart studentów, jednak liczne ekspertyzy wykazały, że nagrania są autentyczne. Ile to już razy widzieliśmy filmy reklamujące się w ten sposób? Jednak do tej pory nikt nie próbował przekonywać nas do czegoś tak absurdalnego jak istnienie trolli...Zestaw bohaterów jaki proponują twórcy, jest dość standardowy - kamerzysta, dźwiękowiec latający wszędzie z futrzastym mikrofonem na długim kiju i oczywiście pan reporter z mikrofonem. Ich ofiarą jest stroniący od ludzi myśliwy, który po pierwszych oporach dość chętnie przygarnia studentów i pokazuje im świat, którego nie znali.

Kuba: Intro nieodparcie kojarzy się z kultowym "Blair Witch Project". Z jednej strony wprowadza ono w nietypowy klimat filmu, ale z drugiej - widzowie przestali nabierać się na podobne zabiegi już dobre 10 lat temu. Dodajmy do tego wspomniane przez Ciebie groteskowe połączenie teorii spiskowej z norweskim rządem w tle i tytułowych trolli. Z takim pomysłem na film, twórcy chyba nie liczyli na to, że ktokolwiek podejdzie do ich dzieła "na poważnie".

Zasadnicza różnica między "BWP" a "Łowcą..." jest taka, że bohaterowie "Łowcy" początkowo zamierzają nakręcić materiał na zupełnie inny temat. A okazja do uchwycenia mitycznych stworzeń w oku kamery trafia im się właściwie przypadkowo.
Reżyser nie uniknął jednak wykorzystania paru zagrywek sprawdzonych już w tym podgatunku horroru. Mamy więc obowiązkową sondę wśród ludności i... ujęcie jednego z bohaterów, sikającego na łonie natury. Nie wiem, na czym to polega, ale kolejny mockumentary z taką scenką rodzajową. Może to dodaje produkcji autentyczności...?
W każdym razie, mimo pojawienia się tych kilku standardowych motywów na początku, na pewno nie można o "Trolljegeren" powiedzieć, że jest sztampowy. Tak naprawdę, oglądając go, ciężko przewidzieć, co wydarzy się w kolejnej scenie. To duży plus.

Kaes: Dla mnie ciekawostką były też same trolle. O ile o wampirach i wilkołakach wiedza jest dość powszechna, to już wywodzące się z mitologii nordyckiej trolle nie są u nas tak dobrze znane (może poza faktem, że pod wpływem słońca zamieniają się w kamień). Dlatego też fajnie było się dowiedzieć różnych rzeczy na ich temat - jak żyją, co jedzą, jakie są podgatunki trolli, albo że potrafią wyniuchać chrześcijan, których szczerze nienawidzą. Jednocześnie w film wpleciono właśnie teorie spiskowe, które nie brzmią wiarygodnie... ale są ciekawe. Bardzo mnie rozbawił pomysł elektrycznych pastuchów na trolle.

Kuba: Tak jak piszesz - "Łowca trolli" - jak każdy film o mitycznych stworach - w pewien sposób "rewiduje" powszechną wiedzę na ich temat. Analogicznie było chociażby w przypadku opisywanego przez nas "Postrachu nocy". Z tym że w norweskiej produkcji ten motyw jest tak silnie zarysowany, że momentami miałem wrażenie, że oglądam... film przyrodniczy. Nie traktuję tego co prawda jako zarzut, ale warto wcześniej uprzedzić Czytelników, którzy liczą na gęsią skórkę podczas seansu - nie tym razem! Nie przestraszą Was także same trolle, które jedynie przytłaczają rozmiarem. Niestety, widać że są komputerowymi animacjami, a ich mordy Gargamela są co najwyżej pocieszne. Zresztą, ich widok na ekranie twórcy filmu dozują nam raczej oszczędnie...Wspomniany przez Ciebie motyw z "wyczuwaniem" chrześcijan jest absurdalny. Zastanawiam się, czy atrakcyjnym kąskiem dla trolla jest człowiek po prostu ochrzczony, czy może powinien jeszcze regularnie uczęszczać do kościoła... A co z "wierzącymi-niepraktykującymi"...?
Podobała mi się za to otoczka w postaci rządowego spisku i wisienka na torcie w postaci zmontowanej (?) wypowiedzi premiera Norwegii na temat tych baśniowych (?) stworzeń.
No i oczywiście - jak to w tego typu filmie - twórcy przekonują nas, że każde niewyjaśnione zdarzenie (w tym wypadku lawiny i zaginięcia w górach) to oczywiście sprawka trolli...

Kaes: Zgadza się. Momentami wręcz brakowało Krystyny Czubówny w roli narratora. I też nie zamierzam tego traktować jako minus - w końcu taki był właśnie zarys tego filmu. Rzekłbym wręcz, że to ciekawy zabieg, który sprawia, że popularny motyw pseudodokumentu zyskuje nieco świeżości.
Co do wyglądu trolli, w zasadzie nie ma się do czego przyczepić. Owszem, widać, że komputerowo zrobione, ale przecież lepsze to niż aktorzy w gumowych kostiumach. Nie te czasy, trzeba iść z postępem. Poza tym są ładnie animowane i profesjonalnie zrobione. Dodam jeszcze, że twórcy nie ograniczyli się do jednego typu trolli. Jako, że istnieje kilka podgatunków tych stworów, mamy okazję zobaczyć reprezentanta chyba każdego z nich.
Pytania o ochrzczonych powinieneś skierować do Hansa - to on jest ekspertem od trolli. Ja wiem tyle co Ty, czyli tyle ile było wyjaśnione w filmie. Nie czepiałbym się takich pierdół. Może wyczuwają jak ktoś zaczyna się modlić albo coś w ten deseń. Jak dla mnie to nieistotne. Ot, ciekawostka, że wyczuwają chrześcijan i tyle. Nie ma się co rozwodzić nad tym.
Faktycznie, zapomniałem już o premierze. To był taki miły akcent :)

Kuba: Porozwodzę się zatem nad poważniejszym niedociągnięciem, czyli momentami nielogicznym zachowaniem głównych bohaterów. Po pierwsze, studenci są wręcz irracjonalnie wścibscy i namolni. Ja rozumiem, że chcą nagrać dobry materiał z interesującym gościem, ale śledzenie przez dziesiątki kilometrów i kilkukrotne nachodzenie gościa, który jasno daje im do zrozumienia, że nie ma ochoty na rozmowę z nimi, jest mocno naciągane. Poza tym, zadziwia mnie to zaangażowanie w przedsięwzięcie, które jest tylko projektem na studia - czyli rzeczą, którą bez problemu można zerżnąć z Wikipedii (a przynajmniej ja tak robiłem) - zwłaszcza kiedy nasi domorośli dziennikarze śledczy nie wpadli jeszcze na trop międzynarodowego spisku, z mitycznymi monstrami w tle.A już najlepsze jest to, że nagabywany przez nich Hans (Otto Jespersen) w końcu zgadza się na ich obecność i filmowanie ściśle tajnej akcji państwowej wagi - w zasadzie tak dla świętego spokoju...
Zdumiał mnie też swobodny sposób podejścia studentów do wyprawy. Przez większość czasu traktują ją jak wizytę w wesołym miasteczku. Ja bym się chyba aż tak dobrze nie bawił, po spotkaniu z kilkudziesięciometrowym - wrogo do mnie nastawionym - kolosem.
Na morale grupy nie wpływa zbytnio nawet nagłe uszczuplenie jej składu. Młodzi tropiciele trolli dość szybko przechodzą nad tym do porządku dziennego i ruszają w dalszą drogę...

Kaes: O ile jestem w stanie zgodzić się z dziwną namolnością głównych bohaterów, to już z zaangażowaniem trochę przesadzasz. Nie przypominam sobie co studiowali, ale może był to kierunek gdzie film był wymogiem. Albo taką formę zaliczenia wymyślił wykładowca. Albo wreszcie "wścibskie dzieciaki" należały do grupy tych bardziej przykładnych studentów. Nie spotkałeś się nigdy z takimi osobami, które chcą zabłysnąć nawet przy najmniej istotnym projekcie? Takimi, które zbierają materiały przez miesiąc i dopracowują każdy szczegół, mimo, że najwyższą ocenę dostałyby za ćwierć wykonanej pracy? No i wreszcie to po prostu fajny pomysł na projekt. Jakikolwiek by on nie był - nakręcenie filmu musi być fajne :)Zgadzam się też co do Hansa - ostatecznie zbyt chętnie przygarnął studentów, którzy byli dla niego tylko zbędnym balastem. Chociaż można to uzasadnić stwierdzeniem, że człowiek jest istotą społeczną i zwyczajnie znudziła mu się samotna praca. Niemniej, trochę naciągane.
Skoro już wspomniałeś o pierwsze ofierze... Kamerzysta ginie jako pierwszy. I tutaj można zaobserwować ciekawą rzecz. Dwójka pozostałych przy życiu studentów ściąga kamerzystkę na zastępstwo. I w tym momencie zmienia się sposób kręcenia. Można zaobserwować więcej "ładnych" ujęć, trolle są filmowane jakby dokładniej (kamerzystka chyba miała więcej odwagi, żeby podejść bliżej), obraz mniej lata... Ciekawy zabieg.

Kuba: OK, ale w sytuacji, gdy zagrożone jest Twoje życie, raczej bierzesz nogi za pas, a nie myślisz, jakie by tu jeszcze dobre ujęcie nakręcić...Albo jak by tu... pobrać trollowi krew. Tej kompletnie niedorzecznej sceny nie wytłumaczy żadne zaangażowanie bohaterów w projekt. To zdecydowanie najbardziej naciągany moment w filmie.

Zmiany sposobu kręcenia nie wychwyciłem. Ale faktycznie, to fajny smaczek.
Z podobnych ciekawostek dorzucę jeszcze polski akcent, w postaci dwóch cwaniaczków, którzy sprowadzają naszym bohaterom... martwego niedźwiedzia.

Podsumowując, "Łowca trolli" to interesująca próba odświeżenia opatrzonej konwencji i przyzwoity kawał europejskiego kina. Ale traktuję go bardziej jako egzotyczną ciekawostkę, niż filmowy majstersztyk.

Kaes: Bez przesady. Ona nie kręciła tych ujęć kiedy jej życie było bezpośrednio zagrożone. A ja z perspektywy widza doceniam to, że było ładniej i profesjonalniej, kiedy ta dziewczyna złapała się za kamerę.
Pobieranie krwi... Rzeczywiście było to trochę z dupy. Ale jestem w stanie wybaczyć to twórcom. Film był przede wszystkim ciekawostką, ale dobrze zrealizowaną i zwyczajnie inną niż filmy do których jesteśmy przyzwyczajeni. Dlatego śmiało mogę polecić.

OCENY
Kaes: 6/10
Kuba: 6+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz