poniedziałek, 18 marca 2013

eNeMeF 2013: Polskie kino

Kiedy: 1/2 II 2013
Gdzie: Kino Silver Screen, Łódź
Ile trwało: 22:00-6:45
O co chodzi: Nocny maraton z czterema polskimi filmami: “Drogówka”, “Sęp”, “Pokłosie” i “Mój rower”.






Kuba: To już nasza czwarta relacja z kolejnego Nocnego Maratonu w Silver Screenie. Tym razem nietypowego - bo nie z horrorami, a polskimi filmami. Ale że repertuar zapowiadał się obiecująco, odwiedziliśmy łódzkie kino w nietypowych godzinach także tym razem.
Program zimowego Enemefu to dwa filmy sensacyjne, jeden dramat i jeden obyczajowy. Ich kolejność została ustalona tradycyjnie już drogą głosowania. Widzowie - jak zwykle - wybrali premierę (“Drogówka”) na sam początek, po niej “Sępa” - czyli pozycje, których oglądanie ma zapewnić skok adrenaliny, a na koniec - dwie propozycje skłaniające do zadumy nad ludzkim życiem. Tym razem nie braliśmy udziału w głosowaniu na kolejność repertuaru, ale taki układ filmów nam pasował - zwłaszcza że w razie czego można byłoby się ulotnić z kina, przed “Moim rowerem”, po którym spodziewaliśmy się najmniej. Jednak zostaliśmy do samego końca.

Kaes: Mnie cały czas zastanawia czy to całe głosowanie rzeczywiście ma jakiś wpływ na kolejność wyświetlania filmów. Bo jakoś dziwnie zawsze premierowy film widzowie wybierają jako pierwszy. Niby wydaje się to logiczne, ale z drugiej strony czemu nigdy się nie zdarzyło, że premiera nie była wyświetlona na drugim miejscu? Na przykład tym razem - "Drogówka" jako pierwsza, "Sęp" jako drugi... "Sęp" miał premierę raptem trzy tygodnie temu - jest więc filmem raczej świeżym. Duża część widowni maratonu wyszła właśnie po "Sępie", więc możemy założyć, że go wcześniej nie widzieli. "Sęp" miał mam wrażenie, lepszą promocję i lepiej się zapowiadał... czemu był drugi? Może i się czepiam, może szukam teorii spiskowych gdzie ich nie ma, ale jednak jakieś to podejrzane dla mnie ;)

Kuba: Zawsze możemy namówić mnóstwo osób, by zagłosowały na premierę puszczoną na samym końcu - wtedy przekonamy się, jak to faktycznie jest z tymi wynikami głosowania. W przypadku tego maratonu potrzebowalibyśmy do tej akcji dobrych kilkuset wspólników - bo noc z rodzimą kinematografią cieszyła się wyjątkowo dużym powodzeniem. Dość powiedzieć, że tym razem seanse odbywały się równocześnie w pięciu salach.
Kinomaniaków skusiły być może atrakcyjne ceny biletów - bo dzięki umiejętnie zastosowanemu systemowi zniżek, można było spędzić te 8 godzin w kinie już za 17 złotych (zamiast standardowych 32).

Kaes: No właśnie. Patrząc na frekwencję kilku ostatnich maratonów, ciężko byłoby coś takiego zrealizować. Chyba, że stworzymy na fb wydarzenie typu "Koleżanka obiecała, że się ze mną prześpi jeśli premiera na następnym enemefie będzie ostatnia. Pomóżcie!!!". Takie akcje cieszą się sporą popularnością, więc mogłoby się udać.
Większa ilość widzów zaowocowała też większym zainteresowaniem mediów, a więc i reklamodawcy postanowili skorzystać z sytuacji. A więc przed pierwszym filmem pojawiły się reklamy. Szkoda, że trailerów nie puszczają, no ale nie można mieć wszystkiego. Warto tu też zauważyć, że o dziwo, tym razem maraton zaliczył obsuwę - pierwszy z filmów zaczął się z półgodzinnym opóźnieniem (częściowo spowodowanym wspominanymi przeze mnie reklamami).

Kuba: Obsuwa była o tyle zaskakująca, że na dwóch poprzednich edycjach (kwietniowe Europejskie Kino Grozy i czerwcowe Kino Strachu), program był rozpisany co do minuty i wszystko szło idealnie z planem. Tym razem rozpiska była, ale jeszcze przed rozpoczęciem pierwszej projekcji można ją było wyrzucić do kosza.
Rzućmy teraz okiem na widownię. Tym razem średnia wieku była wyższa niż ostatnio - na oko liceum-studia (a nie jak poprzednio - gimnazjum-liceum + pisemne pozwolenia od rodziców na spędzenie nocy w kinie). Tu bez niespodzianki, bo ten zestaw filmów był - mimo wszystko - bardziej wymagający intelektualnie, niż teen slashery czy produkcje o nawiedzonych domach - na których można jeszcze ukradkiem złapać za cycka przestraszoną dziewczynę. Na sali było też spokojniej - tzn. nie zauważyłem ludzi, którzy przyszli wlać w siebie kilku litrów piwa, pod pretekstem oglądania filmów - a później zarzygać kibel.
Całkiem sporo osób zostało też do samego końca - co nie zawsze miało miejsce na poprzednich Maratonach.

Kaes: Skoro już wspomniałeś o bardziej wymagającym zestawie filmów... Wcześniej nie patrzyłem na to w ten sposób, ale większość widowni ulotniła się z maratonu po dwóch pierwszych (z założenia "lżejszych") filmach. Najwyraźniej nocni kinomaniacy mimo wszystko nie lubią wymagającego intelektualnie kina o drugiej w nocy, na koniec ciężkiego tygodnia :)
Co tu dużo mówić - dobry maraton to był! I niech to będzie podsumowanie. Teraz czekam na kolejny enemef - może organizatorzy zrobią powtórkę z zeszłego roku i w kwietniu czeka nas kolejna przeprawa przez europejskie kino grozy...

Kuba: Mimo że część publiczności odpadła w połowie maratonu, to i tak w czasie przerw do ubikacji i snackbaru ustawiały się kilometrowe kolejki (o co zresztą ciężko mieć pretensje do obsługi, bo ta uwijała się za ladą bardzo sprawnie).
Z drugiej strony, już po pierwszym filmie bez problemu można było dostać się na dowolną z sal bez biletu. Wystarczyło wmieszać się w tłum palaczy, stojący przed wejściem do kina, a potem wyczaić jakiś wolny fotel. Czy ludzie faktycznie tak robią - ciężko na pewno stwierdzić, ale zwłaszcza przed “Moim rowerem” zarejestrowałem na sali kilka nowych twarzy, które wyraźnie szukały wolnych miejsc w pierwszych rzędach. Domyślam się, że byli to imprezowicze, którzy po wyjściu z klubu postanowili zafundować sobie takie afterparty na sali kinowej. Niezbyt to uczciwe w stosunku do widzów, którzy wyłożyli niemałą kasę na bilet. Ale to wszystko przez uzależnionych od nikotyny kinomanów, przez których nie można po prostu zamknąć gmachu kina na czas maratonu.
I na koniec jeszcze jedna istotna sprawa natury technicznej - tym razem na sali było ciepło (momentami nawet zbyt ciepło).
Także ten Enemef możemy zaliczyć do bardzo udanych.

OCENY
Kaes: 8/10
Kuba: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz