niedziela, 17 lutego 2013

The Collection

aka: Kolekcjoner
Znana obsada: Emma Fitzpatrick, Christopher McDonald
Rok: 2012
Kraj: USA
Fabuła: Znany z pierwszej części włamywacz Arkin, który przeżył starcie z Kolekcjonerem, musi stawić mu czoła raz jeszcze. Ma pomóc w odnalezieniu Eleny - jednej z ofiar porwanych przez psychopatę.
Długość: 1:22



Kuba: Zacznę od tego, że polskiej premierze tego filmu towarzyszyła pewna dezinformacja. Większość osób, z którymi rozmawiałem, była przekonana że będzie to remake thrillera z 1997 roku, z Ashley Judd i Morganem Freemanem w rolach głównych (którego oryginalny tytuł brzmi "Kiss the girls"). Nie wykazali się też polscy dystrybutorzy, którzy obu częściom cyklu o perypetiach mordercy w czarnej masce nadali taki sam tytuł.
Na szczęście rzut oka na plakat filmu rozwiewa wszelkie wątpliwości - jest on niemal identyczny z tym promującym "jedynkę".

Kaes: No cóż... Ludzie to idioci. Widzą taki sam tytuł i sobie wymyślają, że to remake. Po samym tytule? W dodatku takim nijakim? Bez sensu.
A co do tłumaczenia tytułu - też racja. Jedynka, czyli "The Collector" powinna być przetłumaczona jako "Kolekcjoner", a dwójka powinna być "Kolekcją"... No i z tego co wiem, to dystrybutor nie nadał obu filmom tego samego tytułu... Pierwszy w ogóle nie był tłumaczony na polski, był po prostu Collectorem.

Kuba: W drugiej odsłonie przygód Kolekcjonera, zgodnie z prawem sequeli, wszystkiego jest więcej. “The Collector” był raczej kameralny - akcja działa się w jednym domu, a główną osią fabuły była walka Arkina (Josh Stewart) z szalonym miłośnikiem owadów (Randall Archer). W “The Collection” Zło zatacza o wiele szersze kręgi. Jak dowiadujemy się z telewizyjnych przebitek na początku filmu (zawsze lubiłem ten sposób wprowadzenia widza w świat przedstawiony), Kolekcjoner ma już na koncie conajmniej kilkadziesiąt ofiar, mieszkańców miasta (a może i całego kraju?) ogarnęła psychoza strachu, a na naszych bohaterów czeka kilkakrotnie więcej przerażających i krwawych niespodzianek. Takie nagromadzenie “atrakcji” sprawiło, że twórcy musieli zrezygnować z mozolnego budowania napięcia, na rzecz czystej akcji. Akurat z tego zadania wywiązali się rewelacyjnie, bo film bardzo szybko nabiera tempa i nie zwalnia go aż do ostatniej sceny. A widz śledzi poczynania bohaterów z zapartym tchem.Z drugiej strony, trochę razi to, że twórcy dali tytułowemu złoczyńcy zbyt wiele mocy, środków i umiejętności. Kolekcjoner opanował bowiem nie tylko umiejętność konstruowania wymyślnych pułapek, ale i walki na noże, preparowania zwłok czy bezszelestnego skradania się. Kojarzy mi się to z Jigsawem z “Piły”, który im bardziej zaawansowanego miał raka, tym intensywniej pracował nad kolejnymi maszynami.
Inna sprawa, że taka już jest konwencja współczesnego kina grozy i wybierając się na tego typu seans, trzeba wziąć na to poprawkę.

Kaes: To prawda. W filmie nie ma dłużyzn. Zaczyna się dziać bardzo szybko (bo już po kilkunastu minutach) i od razu na dużą skalę. Nasz tytułowy kolekcjoner wyżyna całą dyskotekę przy pomocy swoich efektownych pułapek. Najbardziej widowiskowy jest kombajn (moim zdaniem to najbardziej trafne porównanie), który rozwala wszystkich bawiących się w największej sali. Przy okazji - dyskoteka o której mowa, jest oczywiście tajnym, elitarnym klubem. Nie do końca rozumiem fascynacji reżyserów (oraz ich filmowych bywalców) takimi miejscami. Znajdują się zazwyczaj w jakimś zadupiastym zaułku, wejść do środka można tylko po podaniu hasła... No nie kumam. I naprawdę takie kluby istnieją i cieszą się taką popularnością?

Kuba: Wygląda na to, że cieszą się dużą popularnością, ale są też tak dobrze zakonspirowane, że nic o nich nie wiemy ;) Na motyw tajnej imprezy zwróciliśmy uwagę, bo podobny zabieg wykorzystano w “Katakumbach”, które oglądaliśmy niedawno.
Dojechanie całej dyskoteki było mocnym akcentem na rozgrzewkę - takim przysłowiowym trzęsieniem ziemi, po którym napięcie ma nieprzerwanie rosnąć (co akurat w przypadku “The Collection” się sprawdza). Jednocześnie był to chwyt bardzo nie w stylu Kolekcjonera - który do tej pory pastwił się nad ofiarami w bardziej intymnych okolicznościach. Poza tym, wspomniany “kombajn” został uruchomiony przez mechanizm działający na zasadzie “reakcji łańcuchowej” - a kamera śledziła kolejne jego ogniwa, ku uciesze kinomanów, którzy wybrali seans w trzech wymiarach. Tego typu pułapek było sporo w pierwszej części “Kolekcjonera”. W tej postawiono na prostsze konstrukcje. To zapewne ucieszy widzów, którzy zarzucali maszyneriom z “jedynki” zbytnie przekombinowanie.
Zanim przeniesiemy się z dyskoteki w inne lokacje, to jeszcze przyczepię się do sceny, w której Elena (Emma Fitzpatrick) odnajduje wśród imprezowiczów swojego chłopaka, obściskującego się z jakąś obcą laską. Co z tego, że w klubie bawiło się dobre kilkaset osób...

Kaes: No właśnie. W pierwszej części dojeżdżał ofiary w ich własnym domu. I nawet z przebitek telewizyjnych na początku filmu dowiadujemy się, że w tym stylu właśnie zabijał. Faktycznie to trochę dziwne, zwłaszcza, że seryjni mordercy zawsze ściśle trzymają się swoich rytuałów, ale jednak nie czepiałbym się tego aż tak bardzo, bo to zwyczajnie fajne było ;) No i jedną osobę zabrał ze sobą - co już było zgodne ze schematem.Co do pułapek - mi ich trochę brakowało. Mimo, że napatrzyłem się na wymyślne mechanizmy oglądając wszystkie części Piły, to jednak nadal lubię takie smaczki. W pierwszej części było ich jakby więcej, co jest nieco zaskakujące biorąc pod uwagę, że wtedy działał na obcej ziemi, a w dwójeczce akcja toczy się w jego "bazie". Teoretycznie pułapek powinno być więcej - miał czas, żeby wszystko przygotować i dopracować każdy szczegół.

Kuba: Kolekcjoner może i nie przygotował w swojej kryjówce pułapek opartych na wymyślnych maszyneriach - zadbał za to o jej odpowiedni wystrój. W tym miejscu nisko chylę czoła przed scenografami i dekoratorami. W “bazie” mordercy znajdziemy bowiem wszystko, co najlepsze w horrorowej konwencji. Już sam gmach ma ciekawą historię, bo jest opuszczonym hotelem. Jego korytarze to istny labirynt, w którym znajdziemy: owady, laboratorium, szkaradne eksponaty w formalinie, manekiny, maski, dziecięce zabawki czy dziwaczne, awangardowe dzieła sztuki. Tymi wszystkimi gadżetami i lokacjami można by spokojnie obdzielić plany kilku filmów grozy.
Dodatkowo, ten “pałac strachu” zwiedzamy dość dokładnie - bo z punktu widzenia kilku bohaterów. Arkin, Elena i ekipa detektywa Lucello (Lee Tergesen) (bardzo fajny motyw, swoją drogą) - każde z nich penetruje ponury budynek na własną rękę, napotykając po drodze na kolejne “postaci”.

Kaes: Faktycznie, motyw z Lucello (fajna postać w ogóle) i jego drużyną jest bardzo dobry. A przypominał mi trochę... Obcego dwójkę. Tam drużyna marines, przeświadczona o swojej zajebistości wkracza na obcą planetę i musi zweryfikować swoje wyobrażenia. Z drugiej strony Ripley, która wie z czym będą walczyć i na każdym kroku podkreśla że to nie będzie takie hop siup. W Collectorze rolę Ripley pełni Arkin (nawet mają tak samo dziwne imiona :P), a za marinesów robią najemnicy Lucello.Trzeba też wspomnieć o jednym denerwującym fakcie - tytułowy kolekcjoner jest zbyt dobry... On po prostu wymiata we wszystkim co robi. Konstruuje pułapki niczym jakiś inżynier, kroi ludzi jak zawodowy chirurg, zna się na owadach, jest silny jakby całymi dniami trenował na siłowni i jakby tego było mało, sztuki walki opanował na poziomie Chucka Norrisa. I nie zostało to w żaden sensowny sposób wyjaśnione (jak w kilka innych faktów, które wymieniłem).

Kuba: Porównanie do drugiej części “Obcego” zaskakujące, ale trafne.
Wszechmoc Kolekcjonera faktycznie razi. OK, gość działa na swoim terenie, który jest labiryntem najeżonym pułapkami i innymi nieprzyjemnymi niespodziankami. Ale często pozwala sobie na dość bezczelne konfrontacje z ekipą zwiadowców - z których oczywiście wychodzi zwycięsko. To najbardziej naciągany motyw w filmie.
Z tych mniej irytujących niedorzeczności warto wspomnieć o Arkinie, który bezbłędnie doprowadził oddział Lucella do kryjówki mordercy. A wszystko dzięki temu, że gdy jechał tam za pierwszym razem... zaznaczał drogę za pomocą nacięć na ręce. Takie tricki były do zaakceptowania w “MacGyverze”. Podobnie jak wydostawanie się ze środka walizki za pomocą... stanika (autorką tego numeru była z kolei Elena).

Kaes: Dokładnie. Dobre też było jak wkroczył do akcji ze swoimi psami i właściwie mógł wszystkich dojechać... A on jakoś odpuścił. Wycofał się w najlepszym momencie. Do dziś nie wiem czemu.
A no i przy okazji przypomniały mi się innego rodzaju pupilki kolekcjonera, z którymi główni bohaterowie musieli się zmierzyć. Nie wiem czy powinienem zdradzać o co dokładnie chodzi, może lepiej, żeby czytelnicy mieli niespodziankę... więc powiem tylko, że to też wydało mi się mocno naciągane.
Podsumowując - "The Collection" powinno się spodobać każdemu fanowi kina grozy, a już na pewno wiernym fanom Piły. No i jest to przykład na sequel równie dobry co oryginał. Obie części podobały mi się w tym samym stopniu.

Kuba: Scena, w której Kolekcjoner pojawia się z karabinem w łapie i psami u boku jest w ogóle świetnie nakręcona. Nasz bad guy wygląda tam trochę jak superbohater ;)
“Pupilki Kolekcjonera” były faktycznie naciągane, ale stanowiły też sporą atrakcję dla widza.
Warto także wspomnieć o bardzo dobrej ścieżce dźwiękowej - na którą składa się klimatyczna i mniej lub bardziej mroczna elektronika (wyróżnię tutaj dwie kompozycje: Kauf “When you’re out” i Porcelain Raft “Talk to me”). Szkoda tylko, że na soundtrack składa się zaledwie 7 kompozycji, które nie wyszły na żadnym oficjalnym wydawnictwie, związanym z tą produkcją.

“The Collection” spodoba się może nie tyle fanom “Piły”, co fanom pułapek z tej serii. Bo w odróżnieniu od cyklu o przygodach Jigsawa, nie ma tu wielu zagmatwanych wątków i telenowelowych powiązań między bohaterami.
Za to drugi film o Kolekcjonerze - podobnie jak pierwszy sequel “Piły” - ma zupełnie innych klimat niż “jedynka”. I jest to kolejna składowa jego sukcesu.

OCENY:
Kaes: 8/10
Kuba: 8+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz