niedziela, 14 października 2012

Catacombs

aka: Katakumby
Znana obsada: Pink
Rok: 2007
Kraj: USA
Fabuła: Victoria zostaje zaproszona do Paryża przez swoją lekko szurniętą siostrę Carolyn. Zaraz po przylocie ruszają na tajną imprezę do miejskich katakumb o których krążą mroczne legendy. Kiedy Victoria oddziela się od grupy swoich przyjaciół, gubi drogę, a coś czającego się w ciemnych korytarzach zaczyna ją ścigać.
Długość: 1:28

Kaes: Film rozpoczyna mrożąca krew w żyłach ciekawostka - jedno z najpiękniejszych miast na świecie zbudowane zostało na wielkich katakumbach w których złożono miliony zwłok, przenoszonych z cmentarzy na powierzchni, które w pewnym momencie się przepełniły. Oczywiście zostało to przedstawione jako mroczna tajemnica, złowroga muzyka towarzysząca głosowi lektora ma budować napięcie. Właśnie w tych podziemnych grobowcach głupi Francuzi organizują dyskoteki dla wtajemniczonych (przed wejściem do katakum ustawia się gigantyczna kolejka, ale jakoś nikt nie zwraca na to uwagi - ani policja, ani władze miasta). Jak łatwo przewidzieć nowi znajomi Victorii znają podziemia dość dobrze, oddalają się więc z miejsca imprezy do ciekawszych lokacji, a w wyniku drobnego nieporozumienia Victoria zostaje sama w mrocznych korytarzach i gubi drogę.

Kuba: Mroczna ciekawostka z historii Paryża plus informacja, że scenariusz powstał w oparciu o prawdziwą historię - to wszystko ma sprawić, że film będzie bardziej straszny. To jednak trochę za mało... Ale po kolei.
Ten wyjazd zapowiadał się dla Victorii (Shannyn Sossamon) źle od samego początku. Najpierw niezbyt miłe spotkanie z celnikami na lotnisku, później poznanie rozbrykanych znajomych siostry... Dziewczyna wyraźnie czuje się w Paryżu źle. Ale jest to przedstawione w taki sposób, że widz zwyczajnie tego nie łyka. Wszystko jest jakieś sztuczne... takie "filmowe".

Kaes: No i właśnie ja tego nie łyknąłem. Victoria od początku nie przypadła mi do gustu. Ciągle tylko się krzywiła, marudziła, głowa ją bolała, znajomi siostry się nie spodobali... Na miejscu siostry, w ogóle bym jej nie zapraszał. Dużo lepiej bawiłaby się bez niej.
Nie przekonali mnie również wspomniani już znajomi Carolyn (Pink), którzy są na siłę mroczni, na siłę alternatywni. Ale przecież musieli tacy być, bo normalni ludzie nie bawią się na nielegalnych techno imprezach w zbiorowych grobach w rozległych podziemiach wielkiego miasta.

Kuba: Victoria jest strasznie niezdarna i strachliwa - przez co skojarzyła mi się z główną bohaterką remake'u "I spit on your grave". A twórcy filmu pokazują to w bardzo przerysowany sposób. Przykład: w katakumbach bawi się kilkaset osób, ale tylko ona w momencie zbiorowej paniki wylądowała nieprzytomna na ziemi. Jakimś cudem nikt jej nie zadeptał, ale to już inna sprawa... Dorzućmy do tego psychotropy, które łyka i mamy klasyczny profil postaci z horroru.
Równie "klasycznie" przedstawiają się wspomniani znajomi Carolyn, pozujący chyba na współczesną bohemę. A wśród nich Jean-Michel (Mihai Stanescu) - wampiryczny wodzirej wyraźnie lecący na naszą szarą myszkę.
Warto jeszcze wspomnieć, że na samym początku z ust (czy też spod pióra) Carolyn padają słowa "Ten wyjazd cię odmieni". A my udajemy, że nie domyślamy się, o jaką odmianę może chodzić...

Kaes: Coś jest w tym porównaniu... ale zauważ, że Jennifer z "I spit on your grave" zdołała się ogarnąć i w rezultacie to ona dojechała swoich oprawców (w dodatku w bardzo widowiskowy sposób). Victoria niestety była ofiarą przez niemal cały film.
Na samym początku dowiadujemy się też z ust Victorii-narratorki, że ten wyjazd faktycznie ją odmienił... a ludzie których poznała we Francji zginęli. To był minus, który popsuł nieco efekt końcowy, po prostu zdradził zbyt wiele. Należy podkreślić, że przez większą część filmu główna bohaterka jest sama, nie licząc goniącego ją psychopaty. Łatwo się domyślić co wydarzy się pod koniec, skoro wszyscy muszą zginąć. Ale nie mówię, że zakończenie było złe.

Kuba: Finał był na swój sposób zaskakujący i to właśnie on uchronił film od kompletnej porażki. Ale puentę osłabia to, że wcześniej przez większość czasu na ekranie nie dzieje się nic, co wcisnęłoby nas w fotel.
To jednak nie jedyne plusy "Katakumb". Na pochwałę zasługuje także wygląd bad guya. Spotkanie takiego jegomościa gwarantuje zimny pot na plecach, nie tylko w zaułkach podziemnego cmentarzyska.
Podobała mi się też akcja z wtargnięciem na imprezę policji. Ciekawy, choć może niezbyt zaskakujący zwrot akcji. Ale i tu twórcy filmu zaliczyli wpadkę. Oto bowiem okazało się, że mundurowi jakimś cudem nie przeszukali dokładnie terenu imprezy i przeoczyli naszą bohaterkę, leżącą nieprzytomną kilkanaście metrów od wejścia.

Kaes: Nie. Finał nie był zaskakujący. Może nie byliśmy w stanie przewidzieć go w połowie filmu, ale jak już się zbliżyła scena końcowa, to wiedzieliśmy jak się to prawdopodobnie skończy. Ale nie zmienia to faktu, że właśnie te ostatnie kilka minut ratuje nieco film i wyciąga ocenę.
Ten tytuł to typowy średniak. Można obejrzeć, ale jeśli jest jakaś inna alternatywa, to końca świata nie będzie. Znajomość "Katakumb" to na pewno nie jest punkt obowiązkowy w CV każdego fana horrorów.

Kuba: Ale zanim doszło do znamiennego w skutkach finału, Tomm Coker i David Elliot kilka razy skopiowali pomysły starszych kolegów po fachu. Wszak nie raz i nie dwa widzieliśmy na ekranie dojazd w ciemnym zaułku - o krok od dużego skupiska nieświadomych niczego ludzi, kryjówkę okazującą się główną kwaterą mordercy czy desperacką ucieczkę przez rozbawiony tłum niedostrzegający wiszącego nad nim niebezpieczeństwa.

"Katakumb" nie ratuje ani ostatnie kilka minut, ani nawiązanie do mitu o Tezeuszu (chociaż to akurat moja osobista interpretacja), ani nawet spora ilość gołych cycków. Film po prostu nie straszy i nie sprawia, że wczuwamy się w losy jego bohaterki.

OCENY:
Kaes: 5/10
Kuba: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz