sobota, 25 lutego 2012

Fright Night

aka: Postrach nocy
Znana obsada: Colin Farrell, Christopher Mintz-Plasse
Rok: 2011
Kraj: Indie, USA
Fabuła: Charlie Brewster jest popularny, ma fajną dziewczynę, życie układa mu się wspaniale. Sielanka trwałaby pewnie dłużej, gdyby nie jego nowy sąsiad. Z początku wydaje się miłym gościem, może jedynie odrobinę ekscentrycznym. Szybko jednak okazuje się, że skrywa mroczną tajemnicę - jest wampirem.
Długość: 1:46



Kaes: Filmy o wampirach jakoś nigdy mnie nie pociągały. Chociaż kiedy tak pomyślę jakie filmy tego typu oglądałem, to poza "Zmierzchem" żaden słaby tytuł mi się nie przypomina. Czyli może jednak krwiopijcy nie są tak beznadziejni jak mogłoby się wydawać.
"Postrach nocy" jest filmem, który ogląda się bardzo dobrze. Twórcy wpletli w fabułę przyjemny humor, podchodzący do tematyki wampirów z dystansem. Wiele scen wywołało salwy śmiechu na sali. Co ciekawe, tytuł ten nie próbuje walczyć z mitem wampirów, nie wprowadza żadnych nowości na temat tej rasy. Wszystkie ogólnie znane prawdy na temat wampirów okazują się być prawdą. Zabija je światło słoneczne, boją się czosnku, nie mogą wchodzić do domu bez zaproszenia itd. W sumie to miłe, że twórcy nie próbowali walczyć z mitem.

Kuba: Komediowy horror o wampirach z Colinem Farrellem? To połączenie sprawiło, że początkowo odnosiłem się do "Fright Night" z dystansem. Okazało się, że zupełnie niepotrzebnie...
Ale po kolei - film otwiera mocna scena wymordowania całej rodziny przed zębatego krwiopijcę. Potem przenosimy się na nowopowstałe osiedle domków jednorodzinnych, zbudowane na kształt sielankowych amerykańskich przedmieść, ale leżące w sercu pustyni. I w tej pozornie idyllicznej scenerii pozostajemy przez większość filmu.
Filmu stanowiącego nienachalny pastisz wampirycznego kina, z lekkim humorem i dużą dawką akcji. Kina, w którym każda kolejna produkcja przedstawia swoją wersję "prawdy" o następcach Drakuli - tego, jak żyją, jak polują, co je zabija... Tu - tak jak mówisz - tego nie ma.

Kaes: Głównym bohaterem filmu jest Charley, mieszkający w jednym z domów osiedla, czy też miasteczka, o którym wspomniałeś. Wspomnę przy okazji, że leży ono całkiem niedaleko Las Vegas, gdzie w pewnym momencie przenosi się akcja. Jak zostało już powiedziane na samym początku, Charley jest popularny, ma piękną dziewczynę... ale skrywa też wielką tajemnicę, jaką jest jego przeszłość. Kilka lat wcześniej był typowym nerdem i wizja, że jego nowi znajomi mogliby się o tym dowiedzieć, napawa go przerażeniem. Co też bez skrupułów wykorzystuje jego były przyjaciel Ed (Christopher Mintz-Plasse) i szantażem zmusza go do pomocy w rozprawieniu się z wampirem. Charley oczywiście mu nie wierzy, ale nie ma jak się wykręcić.

Kuba: I jest to świetny zabieg, logicznie tłumaczący, czemu sceptyczny główny bohater zaczyna robić "dziwne filmowe rzeczy" - jak np. myszkowanie po domu bad guya, pod jego nieobecność (oczywiście złowrogi gospodarz musi w tym czasie niespodziewanie wrócić, ale to już inna sprawa...)
Wróćmy jeszcze do Eda - podejrzliwego panikarza, mającego na swojego eks-przyjaciela haka w postaci ich wspólnej, wstydliwej przeszłości. To świetnie napisana postać - wprowadzająca do filmu sporo humoru, ale jednocześnie pchająca akcję do przodu.
Równie ciekawie twórcy "Fright Night" podeszli do "pozycji społecznej" Charleya. Zamiast standardowego "klasowego popychadła" zakochanego w szkolnej piękności, mamy tu wygrańca z geekowską przeszłością. Na tym tle toczą się niebanalnie ujęte wątki młodzieńczej miłości i przyjaźni, wcale nie spowalniające tempa filmu.

Kaes: Nie powiedziałbym, że ten zabieg tak logicznie tłumaczy "dziwne filmowe rzeczy". Tak rozsądnie na to patrząc, szantaż tego typu, nie powinien sprawić, że gość włamuje się do cudzego domu :P Więc pomijając tą logiczność, zgadzam się z Tobą. Zabieg świetny i co ważne - nietypowy. Jedyne co mnie w tej sprawie zastanawia, to jakim cudem fajni koledzy Charleya nie wiedzą, że w przeszłości był geekiem. No bo przecież szkolne ofiary losu nie są niewidzialne. Wszyscy ich widzą chociażby po to, żeby dokuczyć, wyśmiać. I nikt nie zauważył, że wyśmiewany do tej pory chłopak, nagle zaczął być akceptowany. Ale to tylko taki mało istotny szczególik.

Kuba: Oj tam, sam nie takie rzeczy byś robił, wiedząc że Twój kumpel dysponuje nagraniem, na którym walczysz w przydomowym ogródku, we własnoręcznie zrobionym kostiumie wrestlera ;)
Kolejną godną wzmianki postacią jest Peter Vincent (David Tennant) - jarmarczny poskramiacz wampirów, prowadzący w Las Vegas własny show. Gość wygląda jak skrzyżowanie Jacka Sparrowa z tytułową postacią z filmu "Jesus Christ the Vampire Hunter". Ten z pozoru posępny i tajemniczy jegomość w istocie okazuje się zblazowanym alkoholikiem i cieniem samego siebie na scenie. Szybko przejmuje rolę filmowego błazna, ale pomimo tego, służy głównym bohaterom nieocenioną pomocą.
A jego apartament to prawdopodobnie najbardziej klimatyczna lokacja w całym filmie.

Kaes: No nie wiem. Nawet jakbym grał kiedyś w obciachowym zespole i miałoby się wydać, to raczej nie zakradłbym się do domu kogoś kto podejrzany jest o bycie skrytym fanem Justina Biebera. Taki luźny przykład. Więc podsumowując - zabieg fajny jak na komedię (bo taki z dupy, bawi i chyba nie spotkałem się z tym wcześniej), ale słowa "logiczny" bym tu unikał.

Vincent faktycznie jest bardzo dobrą postacią. Mnie kojarzy się z bohaterem "Get Him to the Greek", w którego wcielił się Russel Brand. Taki rockendrolowy typ :).

Kuba: A jeśli już jesteśmy przy dobrych postaciach, to nie wolno nam pominąć kreacji Colina Farrella. Jerry w jego wykonaniu jest demoniczny, a zarazem uwodzicielski - jak zresztą na wampira przystało. Tyle, że czar Danridge'a jest już typowo XXI-wieczny. Równie efektowanie Farrell prezentuje się już po przemianie w krwiożerczą bestię. Tu duży plus dla speców od efektów specjalnych i charakteryzacji.

Kaes: Zgadza się. Colin również daje radę. Na pewno lepszy z niego wampir niż z Edwarda.
Podsumowując - film jest zdecydowanie dobry. Wręcz zaskakująco dobry jak na film o wampirach. Bawiłem się świetnie, mogę polecić. Dziwią mnie tylko niskie oceny na filmwebie. Ale to na pewno fanki Zmierzchu nie chciały, żeby Postrach Nocy był lepszy od ich ukochanego filmu.

Kuba: Warto wspomnieć, że "Postrach Nocy" obfituje w różnego rodzaju "smaczki", uprzyjemniające jego oglądanie. Przede wszystkim, bohaterowie posługują się bogatym i zróżnicowanym arsenałem broni i narzędzi do zadawania ran, które czynią dojazdy naprawdę efektownymi. Przywołam tu chociażby akcję z przebijaniem na wylot... tabliczką. O finałowej walce już nie wspominając - to prawdziwa uczta dla oka.
Pomimo sporej dawki humoru, twórcy nie zapomnieli, że robią jednak film grozy. Dlatego nie zabrakło w nim elementów zaskoczenia, podczas których podskakiwałem w kinowym fotelu.
Podobała mi się tez scena, w której bohaterowie uciekają przed nieumarłym napastnikiem przez zatłoczoną dyskotekę w Las Vegas, gdzie żadna z postronnych osób nie orientuje się, że ktoś tu rozpaczliwie walczy o życie. To interesująca metafora XXI-wiecznej znieczulicy i pozostawania samotnym wśród tłumu.
Na koniec wspomnę jeszcze o równie udanym fragmencie filmu, w którym wampir sam "zaprasza się" do cudzego domu. To pomysłowe, efektowne i... nielogiczne, bo choć akcja dzieje się w samym sercu osiedla, to ogromna eksplozja nie zwraca uwagi żadnego z sąsiadów.
Takich typowo filmowych przegięć i uproszczeń odnalazłem tu jeszcze kilka. Jak chociażby wiecznie włączony komputer, tylko czekający aż ktoś skorzysta z niego pod nieobecność właściciela; czy obowiązkowo ukryty, mroczny poziom pod domem bad guya.
Mimo to, uważam "Fright Night" za bardzo pozytywne zaskoczenie i ponad półtorej godziny dobrej zabawy przed ekranem.

OCENY:
Kuba:
8/10
Kaes: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz