piątek, 15 kwietnia 2011

Seed


aka: Seed: Skazany na śmierć
Znana obsada: Uwe Boll (reżyser & scenarzysta)
Rok: 2007
Kraj: Kanada
Fabuła: Seryjny morderca Sam Seed zostaje skazany na śmierć na krześle elektrycznym. Trzykrotna próba uśmiercenia psychopaty nie daje rezultatów. Morderca zostaje pochowany żywcem. W noc po pogrzebie wydostaje się z grobu i rusza w poszukiwaniu zemsty.
Długość: 1:26


Kaes:



Zacznijmy od początku. Film zaczyna się dość nietypowo, bo od... ostrzeżenia o drastycznych scenach. Naprawdę nie zdarza się zbyt często, żeby w horrorach twórcy ostrzegali przed czymś takim. Krew, flaki i przemoc są przecież wpisane w ten gatunek i to coś zupełnie oczywistego. Z drugiej strony, faktycznie w filmie pojawiają się sceny, które nawet największych twardzieli mogą z lekka odrzucić. Jak chociażby nagrania pokazujące obdzieranie wilków żywcem ze skóry. Na pewno nie patrzy się na to fajnie.Dla kontrastu wspomnę też o czymś co jest standardem - "Seed" to kolejny film o mordercy w masce. Chociaż maska to może zbyt wyszukane określenie na worek z otworami na oczy, który nosi na głowie zabójca. Ostatecznie nieważne co nosi, grunt, że wygląda świetnie.

Kuba: 
Zacznę od tego, że polscy tłumacze tytułu się nie popisali. "Skazany na śmierć" - w kontekście tego filmu - brzmi totalnie bez wyrazu; po prostu beznadziejnie. Inna sprawa, że także oryginalny tytuł nie wyróżnia się z tłumu i brzmi wręcz niewinnie. Do tego stopnia, że przez dobre kilka tygodni wybierając kolejne filmy do obejrzenia - tego tytułu po prostu nie zauważaliśmy.A już pierwsze sceny pokazują, jak błędne wrażenie sprawiał. Scena uboju wilków zaserwowana na przystawkę to faktycznie solidny kop między oczy. Zwłaszcza, że jest to sekwencja prawdopodobnie autentyczna. Szlachtowani ludzie są spoko, ale cierpiące niewinne zwierzątka ryją beret nawet największemu koneserowi gore.
Dalej jest nie mniej ciekawie i z każdą minutą Uwe Boll udowadnia, że ostrzeżenia na początku nie były bezpodstawne. Ale trzeba też przyznać reżyserowi, że nie zamienił "Seeda" w bezmyślne "torture porn" i umiejętnie dobrał długości i formy scen poszczególnych dojazdów. Owszem, nie brakuje tu długich, dosadnych sekwencji (jak chociażby ta z młotkiem), ale jest też sporo "szybkich akcji", gdzie większość dzieje się poza kadrem, a w kilku przypadkach stajemy już przed "faktem dokonanym". I chwała reżyserowi za to, że nie zrobił z "Seeda" drugiego "Hostelu", gdzie fabuła była tylko pretekstem do ukazywania
defragmentacji ciał kolejnych ofiar.

Warto też dodać, że pomiędzy wspomnianym przez nas ostrzeżeniem, a sceną wilczej rzeźni jest jeszcze jedna plansza - z zasadą, która głosi, że jeśli skazaniec przeżyje trzy egzekucje na krześle elektrycznym, to musi odzyskać wolność. To kolejny film, którego akcja kręci się wokół jakiegoś kruczka prawnego; jak potem sprawdziłem - taki przepis to tylko miejska legenda...

Co do postaci mordercy (Will Sanderson), to faktycznie - jest ona bardzo klimatyczna. Sam trochę przypomina mi Jasona z "Piątku 13-go", zwłaszcza drugiej części, gdzie Voorhees nie nosił jeszcze swojej słynnej maski hokejowej, ale właśnie bardzo podobny wór. Tych podobieństw jest więcej - obaj panowie zdają się posiadać nadludzką siłę i wytrzymałość. No bo chyba nie dałbym rady przeżyć dwukrotnego spotkania z dwoma tysiącami woltów, wygrzebać się z grobu i jeszcze tej samej nocy radośnie ruszyć ku przygodzie... Z drugiej strony, Jason przy Samie to pocieszny głuptas, który - choć robi z ludzi sushi - to tak naprawdę budzi naszą sympatię. Seed taki nie jest. Reżyser zadbał o to, żeby psychopata budził odrazę i pogardę. Boll odarł spowszedniały archetyp zamaskowanego mordercy z romantyczno-komiksowej otoczki. Tutaj poznajemy jego profesję "od kuchni", a przy okazji odkrywamy, że zabija dla czystej przyjemności zabijania; nie ma żadnej misji, nie szuka zemsty - po prostu wyżyna kogo popadnie - kobiety, dzieci,
zwierzęta...

Kaes: Porównanie Seeda do Jasone faktycznie jest trafne, mają wiele cech podobnych. Ale jest też jedna zasadnicza różnica. Szczegół, który odróżnia Seeda nie tylko od Jasona, ale od wielu innych seryjnych zabójców (szczególnie tych slasherowych). Seed jest szybki. Porusza się żwawo, nie jest takim ociężałym klocem jak na przykład Jason.

Skoro już jesteśmy przy zabijaniu, wspomnę o czymś co mnie rozbawiło i lekko zniesmaczyło. Jakoś na początku filmu dowiadujemy się, że Seed działał 6 lat zanim został schwytany i w tym czasie zabił... uwaga... 666 osób. Rany boskie. Po pierwsze liczba ta jest totalnie z kosmosu. Jak ktoś tak wielki, łażący w worku na głowie i zabijający średnio jedną osobę co trzy dni został złapany dopiero po sześciu latach? Śladów nie zostawiał czy jak? Wierzyć się nie chce. W dodatku on swoje ofiary przetrzymywał (gdzie, skoro tyle ich było?) i męczył (kiedy znalazł na to czas?). No i druga sprawa, dość oczywista chyba. 666? AVE! Szatanie mój panie przybywaj! Najwyraźniej twórca uznał, że trzeba dać tu jakąś mroczną sumkę, żeby było ciekawiej. Ja się skrzywiłem kiedy to usłyszałem.

I jeszcze jedna rzecz mi się nasuwa, z podobnej półki - też jakieś to mało realne. Kiedy już Seed został złapany, siedzi w swojej celi a na głowie nadal ma worek. Policjanci wspaniałomyślnie pozwolili mu go zatrzymać, czego nie rozumiem.

A może żeby już wyczerpać wszystkie zarzuty dorzucę jeszcze scenę pojmania Seeda. Kiedy już jego kryjówka została wykryta, wysłano policję, żeby go schwytać. Całe dwa radiowozy, sześciu gliniarzy. Trochę mało jak na tak groźnego zabójcę.

Kuba: Seed jest może nie tyle szybki, co bardziej realistyczny, niż standardowy slasherowy killer - nie "goni" ofiar, majestatycznie sunąc przez las. Nie pojawia się nagle przed Tobą, mimo że zgubiłeś go dwa zaułki temu. Nie czai się pod drzewem po drugiej stronie ulicy, by zniknąć gdy odwrócisz wzrok... No ale to wynika częściowo z innej konwencji filmu...

666 ofiar to już rzeczywiście jakaś skrajna bzdura. Pomijając wspomniane przez Ciebie kwestie praktyczno-logistyczne... Rozumiem, gdybyśny omawiali dzieło grupki licealistów (z całym szacunkiem!)... W każdym razie, wątpię żeby takie wstawianie trzech szóstek w losowe miejsca zyskało uznanie kogokolwiek spoza lobby kindermetali...

Dorzucę jeszcze parę perełek do wątku o niedorzecznościach i nielogicznościach filmu. Reżyser nie mógł zdecydować się co do "wartości bojowej" Sama. W jednej ze scen bez trudu unieszkodliwia trzech przeciwników, by w innej polec w starciu jeden na jeden. Zastanawiam się też, czy imć Seed nie miał w rodzinie kogoś prowadzącego serwis RTV. Bo nie wiem, jak inaczej tłumaczyć fakt posiadania przez niego obszernej (choć osobliwej) wideoteki i niezłego zaplecza technicznego, zwłaszcza że akcja toczy się pod koniec lat '70.!
Kolejna kwestia to sprawa odnalezienia zbiegłego mordercy. Z jednej strony, śledztwo stoi w miejscu, a Sam spokojnie nabija kolejne fragi. Natomiast główny bohater, przyciśnięty do muru przez nagłe okoliczności, po prostu wsiada w auto i znajduje go niemal od ręki... Ja wiem, że w końcu trzeba było pchnąć akcję, ale takie rozwiązanie jest po prostu naiwne.
I jeszcze jedno: nie byłoby całego tego filmu, gdyby na samym jego początku przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości, po dwóch nieudanych egzekucjach, po prostu po ludzku sprzedali skazańcowi kulkę między oczy i cześć. Zdaję sobie sprawę, że przeżyć zakopanie żywcem to raczej ciężka sprawa, alew przypadku przestępcy, mającego na sumieniu prawie 700 ofiar, należy zachować szczególne środki ostrożności.
Jak zatem widać, nielogiczności i naciągane momenty to największy minus "Seeda". Ale równocześnie jest to minus, który nie psuje mi odbioru całości.

Wróćmy zatem do plusów. Tutaj warto wspomnieć o umieszczeniu akcji w latach '70., czyli "złotym okresie" dla seryjnych morderców (kto się interesuje tym tematem, ten wie o czym mówię). Co więcej, cały film wygląda jakby powstał w tamtym czasie. Mamy więc dobrą charakteryzację i rekwizyty "z epoki", długie ujęcia i stonowane kolory. Niby detal, a jednak fenomenalnie buduje klimat.

Kaes: Skoro już wyczerpaliśmy temat minusów tego filmu, to ja również chciałbym zaznaczyć, że mimo całkiem pokaźnego arsenału niedociągnięć i niedorzeczności, film mi się podobał i to naprawdę kawał dobrego kina klasy B.

Warto jeszcze poruszyć wątek bohaterów. Seeda już właściwie omówiliśmy, ale przecież jest druga strona. Detektyw, który prowadzi sprawę Seeda nie jest zbyt charakterystyczny. Właściwie jedyną rzeczą, która go wyróżnia jest miękkie serce - gdy oglądał chore nagrania Seeda, nie bardzo to wytrzymywał nerwowo. Płakał, musiał się wzmacniać szklaneczką czegoś mocniejszego i w ogóle... A tak poza tym był bardzo typowy. Ale są też bohaterowie drugoplanowi, którzy są dość ciekawi. Najbardziej charakterystyczny był duet naczelnik więzienia & gość obsługujący wajchę puszczającą prąd w krzesło. Pierwszy z nich wygląda bardziej na zwykłego klawisza niż na osobę rządzącą tym całym bajzlem. Za to koleś od wajchy jest dość pocieszny. Elegancik, zestresowany swoim odpowiedzialnym zadaniem (które polega na pociągnięciu drążka i odliczeniu 45 sekund). A z wyglądu bardzo przypomina Johnego Deppa z "Dziewiątych wrót".

Kuba: Myślę, że nawet najtwardszy glina uroniłby łezkę, oglądając konającego z głodu niemowlaka, więc nie czepiaj się :)
Co do pozostałych bohaterów, to żaden z nich nie wrył mi się w pamięć. Fakt, mają swoje charakterystyczne punkty, ale i tak dobrze wiemy, że pojawiają się na planie tylko po to, żeby ostatecznie pójść pod nóż Sama. A już na pewno nie są tak barwni, jak bohaterowie "Zielonej Mili", z którą "Seed" - mimo wszystko - w pewien sposób mi się kojarzy.

Dlatego też powrócę jeszcze do technicznych aspektów filmu. Zwróćmy uwagę, jak nietypowo poprowadzona jest fabuła. "Seed" nie powiela schematu innych filmów tego typu. Tutaj punkty kulminacyjne,
zwroty akcji i skoki czasowe są rozmieszczone na tyle umiejętnie, że autentycznie zaskakują widza.

I jeszcze jedno - podoba mi się niemal całkowita rezygnacja z tła muzycznego w scenach dojazdów. To podkreśla ich autentyczność.

OCENY:
Kaes: 8/10
Kuba: 7/10

2 komentarze:

  1. Uwe Boll - chyba nikt nie kreci tak zlych filmow jak on (chociaz akurat "postal" mi sie podobal- ale to raczej wyjatek potwierdzajacy regule). choc nazwisko rezysera odrzuca, to po Waszej pochlebnej recenzji (jakze zgodnej) bylbym w stanie zaryzykowac i zapoznac sie z tą produkcją.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Postala" akurat nie widziałem, ale dość swobodbna wariacja na temat "Alone In The Dark" też nie wzbudziła mojej sympatii do twórczości tego pana.
    A "Seed" powinien miło Cię zaskoczyć - jakkolwiek to brzmi w kontekście fabuły...

    OdpowiedzUsuń