czwartek, 20 października 2011

Chatroom

aka: -
Znana obsada: Hideo Nakata
Rok: 2010
Kraj: Wielka Brytania
Fabuła: Kilkoro nastolatków poznaje się na czacie. Mają wspólne tematy, dobrze im się ze sobą rozmawia. Postanawiają więc stworzyć pokój czaterski tylko dla nich. Spotykają się tam coraz częściej, poznają się i wzajemnie sobie pomagają. Jednak jeden z nich jest okrutnym manipulantem, który czerpie przyjemność z cierpienia innych ludzi.
Długość: 1:33

***


Kaes: Film już od początku wygląda ciekawie. Najpierw krótka, psychodeliczna czołówka. Potem młody człowiek w korytarzy pełnym drzwi z dziwnymi napisami. Podchodzi do jednych, nieopisanych w żaden sposób i sprejuje na nich "Chelsea teens". Jak się chwilę potem okazuje, w ten sposób założył nowy chatroom. Wkrótce pojawiają się użytkownicy. Różni ludzie, którzy zajrzeli tam zupełnie przez przypadek. Zaczynają rozmawiać, poruszają różne tematy... aż stwierdzają, że jest fajnie i warto spotykać się częściej. Wszystko to jest metaforą chatu. Korytarz na który mogą wejść wszyscy - czyli chat ogólny. I pokoje, czyli chatroomy. O różnej tematyce, skupiające różnych ludzi. Otwarte dla wszystkich i te dostępne jedynie dla grona wybranych. A wszystko to przedstawione w fajny, ciekawy sposób. Naprawdę duży plus za pomysł.

Kuba: Matriksowe intro, opatrzone klimatyczną muzyką, faktycznie robi dobre wrażenie, a kolejne minuty tylko je podtrzymują.
Na pochwałę zasługuje też wspomniana metafora wirtualnej rzeczywistości - pomysł prosty, ale bardzo efektowny. Oto jak za pomocą pokoju i kilku krzeseł można osiągnąć lepszy rezultat, niż w "Sali Samobójców" - i to nie zaprzęgając do pracy oddziału grafików komputerowych.
Swoją drogą, skojarzenia z tegorocznym hitem krajowych kin są jednoznaczne. Wszak obie produkcje opowiadają o nastolatkach, próbujących rozwiązać swoje problemy w Internecie. Ale jednocześnie oba dzieła różni - poza "rozmachem" - kilka zasadniczych kwestii. Po pierwsze, głównym bohaterem "Sali..." był "bananowy chłopiec", któremu [cyt.] "w dupie się poprzewracało". Z kolei w "Chatroomie" oglądamy poczynania reprezentantów klasy średniej i typowe dla nich problemy.
Poza tym, akcja "Chatroomu" toczy się w większości w rzeczywistości wirtualnej, z małymi "przebłyskami" z realnego świata.
Warto też wspomnieć o scenach z wykorzystaniem oldschoolowych papierowo-plastelinowych animacji, stanowiących ciekawe urozmaicenie fabuły.

Kaes: No właśnie. Skojarzenie z "Salą samobójców" nasuwa się samo. Oba tytuły poruszają podobne tematy i próbują pokazać realia świata sieci. I, jak słusznie zauważyłeś, twórcy "Chatroomu" nie posunęli się do pomocy grafików. Zamiast pokazać społeczności internetowe w tak wyszukany, ale bardzo jednoznaczny sposób, postanowili posłużyć się prostą, ale bardzo efektowną metaforą. I moim zdaniem wyszło im to na dobre. "Sala samobójców" podobała mi się średnio, a na duży plus zaliczyłem jej właśnie sceny z użyciem avatarów. Po "Chatroomie" plus ten poważnie zmalał.

Kuba: Kolejny plus należy się filmowi za to, że występujące w nim nastolatki faktycznie wyglądają na swój wiek - w przeciwieństwie do amerykańskich komedii dla idiotów, gdzie w rolach licealistek oglądamy kobity po trzydziestce.
Twórcy zadbali też, żeby bohaterowie byli wielowymiarowi i niebanalni. Mamy więc płaczliwego cieniasa, obwiniającego siebie za odejście ojca, zblazowanego panicza, nałogowo manipulującego ludźmi przez net czy nieszczęsnego adoratora 11-letniej siostry własnego kumpla - a wszystko bez filmowej sztampy i powielania schematów.
Co więcej, filmowe postaci po prostu da się lubić. Nie powiem, kilka razy zrobiło mi się naprawdę żal przetyranego życiowo Jima (Matthew Beard) czy nieszczęśliwie zakochanego Mo (Daniel Kaluuya). Bywalcy pokoju "Chelsea teens" są autentyczni, a efekt ten potęguje dobre aktorstwo. Duże brawa należą się zwłaszcza odtwórcy roli Jima, który mistrzowsko zagrał kilka trudnych scen.

Kaes: No i w zasadzie nie pozostaje mi nic jak tylko przyznać Ci rację. Wszystkie te plusy, które wymieniłeś są jak najbardziej zasłużone i godne zauważenia. Ze wskazaniem na kreacje bohaterów, które są ciekawe i różnorodne. Film zdecydowanie wart obejrzenia.

Kuba: Ale nie zapominajmy też o kilku godnych wzmianki smaczkach. Po pierwsze, twórcy zastosowali tu jeszcze jeden prosty, ale efektowny zabieg - sceny z rzeczywistości wirtualnej mają żywsze kolory. To na plus.
Lekko rozczarowały mnie natomiast wątki, jakie poruszali bohaterowie filmu podczas pierwszych spotkań na czacie. Ja wiem, że czatuje się zwykle na tematy "z dupy", ale te ich pseudofilozoficzne, egzaltowane wymiany zdań brzmiały wyjątkowo sztucznie.
Wypada też zaznaczyć, że oglądając "Chatroom" nie nastawiajcie się na pościgi, strzelaniny i zawrotne tempo akcji. Wręcz przeciwnie - niewiele się w nim dzieje, a mimo to przyjemnie się go ogląda.
Dlatego też pierwszy nie-horror zrecenzowany na B49 zasłużył sobie na przyzwoitą notę.


OCENY:
Kuba: 7,5/10
Kaes: 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz