poniedziałek, 26 września 2011

Poultrygeist: Night of the Chicken Dead

aka:Poultrygeist: Attack of the Chicken Zombies; Noc Kurczęcich Trucheł
Znana obsada: wyst. Ron Jeremy
Rok: 2008
Kraj: USA
Fabuła: Kiedy dziewczyna Arbiego okazuje się być lesbijką, zrozpaczony chłopak rzuca studia i zatrudnia się w firmie zajmującej się przetwórstwem drobiu. Problem w tym, że siedziba American Chicken Bunker stoi na starym indiańskim cmentarzu. Duchy Czerwonoskórych wstępują w ubite kurczaki…
Długość: 1:34




Kuba: Przed nami pierwsza w historii B49 produkcja kultowej wytwórni Troma, która filmową tandetę podniosła do rangi sztuki. Tanie efekty specjalne, specyficzny humor i zabawa konwencjami - czyli motywy, z których filmy Tromy słyną - mają zarówno oddanych fanów, jak i zagorzałych przeciwników. Ale po 90 minutach z "Poultrygeist" tych pierwszych na pewno nie przybędzie.

Kaes: No właśnie. Miało być rewelacyjnie, zwłaszcza w świetle ostatnich bardzo pozytywnych recenzji mojego kolegi, a wyszło jak wyszło. Oczekiwania były spore, miało być porównywalnie z klasyczną "Martwicą mózgu", miało być śmiesznie, miało być dużo flaków i krwi... Dostaliśmy tylko flaki i krew. A i na nie trzeba było czekać prawie pół filmu. W dodatku oczekiwanie umilało nam poczucie humoru o poziomie niższym niż dno Rowu Mariańskiego. No i były jeszcze musicalowe piosenki...

Kuba: Ale trzeba przyznać, że wyczekane krew i flaki (czyli scena przerabiania ludzi na fast food) robią bardzo dobre wrażenie, choć pojawiają się dopiero po godzinie seansu, a potem z ekranu znowu wieje nudą. I żeby nie było - wcześniej czerwona farba też sika dość obficie i efektownie, choć są to dojazdy zupełnie nieuzasadnione fabularnie, a przez to ogląda się je bez większej przyjemności.
A jeśli już jesteśmy przy fabule, to warto wspomnieć, że jako taka nie istnieje, a kolejne sceny są tylko pretekstami do gagów. Gagów niesmacznych, niepoprawnych politycznie, a mimo to - żenująco słabych. W "Poultrygeist" dostaje się gejom, muzułmanom i - przede wszystkim - sieciom barów szybkiej obsługi. Mamy tu też sporo nawiązań do kina grozy (jak chociażby "Alien") czy szeroko rozumianej popkultury - i to akurat liczy się filmowi na plus.

Kaes: No fakt, kiedy już się doczekaliśmy krwi, to jest jej naprawdę dużo. I dość szybko się kończy, pewnie keczupu zabrakło. Były też sceny pełne zielonej mazi... ale to już nie to samo. Soczysta czerwień jest jednak o wiele lepsza.
Gagi, jak już zostało wspomniane, są słabe do granic możliwości. Fajnie czasem pośmiać się z takiego niewyszukanego, żeby nie powiedzieć "głupiego" humoru. Ale w tym przypadku to już przesada. Żarty są po prostu ograne. Zaczynając od problemów głównego bohatera z rozpięciem stanika swojej dziewczyny (to taki problem każdego amerykańskiego nastolatka...), przez kij od szczoty w miejscu pindola, aż po błędne odczytanie odgłosów duszenia jako odgłosów kopulacji. Żenada. I w dodatku słabo wykonana.

Kuba: Film jest niesmaczny, absurdalny i - paradoksalnie - nudny. Mamy tu sporo bezsensownej nagości i wszelkie formy kopulacji z resztkami kurczaka, ale nie ma to żadnego wpływu na poziom zainteresowania seansem.
Pamiętam jak cierpiałem oglądając 4 części podobnie nieśmiesznego i przegadanego "Ataku Pomidorów Zabójców", ale w porównaniu z produkcją Tromy było to kino wręcz artstyczne.

Kaes: Aż się ciśnie na usta pytanie po co oglądałeś aż cztery części pomidorów, skoro były takie słabe? :P Bo na przykład po obejrzeniu tych kurczaków, ja już wiem, że kolejnych nie chciałbym obejrzeć, nawet gdyby były. Czas, który musiałbym na to poświęcić z powodzeniem mógłbym przeznaczyć na obejrzenie czegoś co ma szansę być lepsze (o to nie byłoby trudno). Ten durny humor i musicalowe wstawki zniechęciły mnie na dobre.

Kuba: No bo jak już ściągnąłem je w jednej paczce, to - mimo wszystko - szkoda było wywalać bez oglądania. Zwłaszcza, że miałem nadzieję na więcej horroru, a mniej komedii w kolejnych częściach.

A wracając do "Nocy Kurczęcich Trucheł", to widać że twórcy mieli niezłą zabawę w czasie kręcenia jej. Sam pewnie miałbym nielada frajdę, mogąc pouciekać przed gumowymi kukłami zmutowanego drobiu czy pobryzgać litrami sztucznej posoki po ścianach. Jednak nie wszystko co przypadnie do gustu ekipie filmowej, zdobędzie uznanie wśród szerszej publiczności. Wystarczy zresztą obejrzeć na YouTube kilka amatorskich "horrorów", kręconych aparatem cyfrowym na koloniach.
Nawiasem mówiąc, produkcja Tromy też nie zachwyca jakością obrazu, ale to jest akurat najmniejsze zmartwienie.

Podsumowując, "Kurczaki" - od totalnej porażki - uratowały miłe dla oka efekty specjalne. I fakt, że - dzięki "wyrazistości" - nie zapomnimy o tym filmie zbyt szybko.

Kaes: Zgadzam się z Tobą co do funu. Też bym był przeszczęśliwy mogąc zagrać w horrorze, w którym czerwona farba leje się strumieniami.
Nie zapomnimy na pewno. Bądź co bądź pomysł wyróżnia się na tle innych filmów, które oglądamy. Ale raczej będziemy pamiętać tytuł i kilka ogółów na jego temat. Bo chyba żaden gag nie był na tyle dobry, żeby wspominać go po latach z uśmiechem na twarzy.

Kuba: Z uśmiechem - tak. Ale raczej zażenowania, wspominając np. szczotkę w miejscu pena czy scenę defekacji, widzianą (dosłownie) "od dupy strony"...

Kaes: No tak, to prawda. Mi jeszcze utkwi w pamięci scena pod tytułem "Ręka wsadzona w dupsko, jeśli dobrze się postarać, wyjdzie ustami".

OCENY
Kaes: 2/10
Kuba: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz