poniedziałek, 19 września 2011

Circle of Eight

aka: Zaklęte piętro
Znana obsada: DJ Qualls
Rok: 2009
Kraj: USA
Fabuła: Jessica właśnie wprowadza się do mieszkania w starej kamienicy. Już na wstępie cieć i jej nowi sąsiedzi zachowują się dziwnie. Wydają się wiedzieć na jej temat więcej niż powinni. Jessica czuje, że coś jest nie tak. Wkrótce zaczynają ginąć ludzie, albo jej się tak wydaje. Tylko ona widzi ciała.
Długość: 1:16

***

Kaes: Aż nie wiem jak zacząć zjeżdżanie tego filmu. Więc może czołówka. Jest zdecydowanie zbyt długa. Film i tak jest raczej krótki, a tu najpierw widzimy ciągnące się napisy początkowe (w dodatku słabe i z kiepską muzyką), a chwilę potem wysłuchujemy całego utworu "Flames go higher" zespołu Eagles of Death Metal obserwując jak Jessica śpiewa za kierownicą przerywane widokami mijanych ulic wielkiego miasta. Bardzo to teledyskowe i wciśnięte nie wiadomo po co... Ale ostatecznie zaliczam to na plus, bo kawałka wcześniej nie znałem a jest naprawdę fajny.

Kuba: A ja zacznę od ogólnego wrażenia, że twórcy chcieli zrobić film, po którym widz powie: "Wow! Na takie rozwiązanie bym w życiu nie wpadł!". Niestety, w tym przypadku chęci i efekt końcowy niewiele mają ze sobą wspólnego. "Zaklęte piętro wygląda tak, jakby reżyser chciał zbyt szybko wprowadzić atmosferę grozy. Już od pierwszych minut oglądamy serię tak dziwacznych, jak niedorzecznych i nielogicznych motywów; począwszy od zupełnie niewinnej portierni urządzonej w... windzie (obowiązkowo opatrzonej ręcznie zasuwaną kratą!), po kompletnie zbijające z tropu zastrzeżenie ciecia (John Bishop), żeby nie zaglądać do archiwum. Natężenie niedorzeczności jest w pewnym momencie na tyle duże, że nie zdziwiłoby mnie, gdyby bohaterowie zaczęli chodzić na rzęsach. Pod tym względem "Circle Of Eight" bardziej niż mroczny horror przypomina któryś z odcinków "Czy Boisz Się Ciemności?", emitowanego przed dlaty na RTL7.

Kaes: No zgadza się. Cała atmosfera w kamienicy jest dziwna. I to nie dziwna w ten pozytywny sposób, który budzi niepokój, którego oczekujemy w filmach grozy. Tu raczej mamy ochotę krzyknąć: WTF?! Recepcja w windzie faktycznie była nie na miejscu, ale potem jest już tylko gorzej. Nowi sąsiedzi naprzykrzają się głównej bohaterce i stale zarzucają ją osobistymi faktami ze swojego życia, które nie mają prawa interesować nieznajomej osoby. Gadają, gadają, po czym nagle muszę gdzieś iść i już ich nie ma. Oczywiście Jessica nie może odetchnąć, bo już po minucie pojawiają się następni sąsiedzi. I tak w kółko. No i cały czas powtarzają o imprezie, która odbędzie się na dachu.

Kuba: W miarę oglądania nasuwają się skojarzenia z filmami, w których bohaterka odkrywa, że całe jej otoczenie jest zamieszane w wielki spisek (jak np. "Flightplan" czy "April Fools Day"), z kolei gdy reżyser zaczyna mieszać przy chronologii wydarzeń, na myśl nasuwa się np. "Dead End". Ale wszystkie powyższe filmy wyróżniały się zaskakującym finałem. Końcówka "Circle of Eight" wypada co najwyżej średnio. Jest rozwlekle i sentymentalnie, a moc puenty nie przystaje do niewyjaśnionych zdarzeń, jakimi atakowali nas twórcy. Poza tym, po seansie pozostajemy w przeświadczeniu, że ostatnie sceny tak naprawdę niewiele wyjaśniły i zbyt wiele sami musimy sobie dopowiedzieć.

Kaes: Może to i dobrze, że nie wyjaśnili wszystkiego do końca. Patrząc na ten film jako całość, obawiam się, że to wyjaśnienie byłoby tak głupie, że lepiej tego nie wiedzieć...
A tak swoją drogą porównywanie do innych filmów jest trochę ryzykowne w tym przypadku. Jakiś reżyser może się poczuć urażony, że jego film jest porównywany do tego czegoś.
Przekrój bohaterów jest też dość ciekawy. Mamy dziwnego ciecia, przystojnego artystę (który oczywiście wpada w oko głównej bohaterce i już po godzinie znajomości...), młodą parę zakochaną po uszy, freaka chodzącego wszędzie z kamerą... Po prostu wszystko czego dusza zapragnie. Ale żeby nie było wątpliwości - żadna z tych postaci nie jest wykreowana dobrze. Wszystkie są tandetne i sztuczne.

Kuba: Ale przez brak wyjaśnienia film wygląda, jakby twórcom w pewnym momencie się odechciało. Widocznie wszystkie wysiłki poszły na wymyślanie dziwnych wydarzeń w pierwszej połowie...

Mimo, że istnieje prawdopodobieństwo, że Wes Craven czy John Carpenter czytają nasze recenzje, zaryzykuję i przywołam jeszcze kilka filmów, z którymi kojarzy mi się "Zaklęte Piętro". To głównie dzięki wykorzystaniu w horrorze motywu nowoczesnej sztuki. Tutaj feralny budynek zamieszkuje artystyczna bohema, a Evan (Ryan Doom) - który wpada w oko Jessice (Austin Highsmith) - tworzy awangardowe instalacje. Podobny wątek przewija się np. w "Amityville 7: A New Generation" (1993), "Valentine" (2001) czy "The Bird With The Crystal Plumage" (1970)".

A do pełnego wachlarzu bohaterów brakuje tylko silnego Murzyna.

Kaes: Bardzo słuszna uwaga! Brakuje Murzyna. Co to za horror bez czarnego, który nie może zginąć jako pierwszy, bo byłoby to niepolityczne?
Jak sobie tak przypominam ten film, to dochodzę do wniosku, że nie mam już nic do dodania. W zasadzie, to chciałbym o nim jak najszybciej zapomnieć. Czegoś tak kiepskiego nie widziałem już dawno. Jedynym plusikiem jest wspomniany już utwór Eagles of Death Metal. Wszystko pozostałe było do bani. Zmarnowałem 76 minut mojego życia (minus napisy końcowe).

Kuba: Nie no, aż tak źle nie było. Gdy akcja ruszyła z kopyta, zrobiło się nawet ciekawie, choć twórcom zabrakło już inwencji na trzymającą poziom końcówkę.

Finałowa scena irytowała też przesadnie epicką muzyką, ale poza tym oprawę dźwiękową oceniam pozytywnie. Utwory są ciekawie zaaranżowane i budują klimat lepiej, niż te wszystkie sztucznie wyeksponowane "dziwne wydarzenia".
Na wyróżnienie zasługuje też charakteryzacja zwłok - efektowna, choć bez wielkich flaków.
Dla męskiej części widzów zaletą będzie także spora ilość cycków, której charakter filmu nie zwiastował. Ale nawet kobiece wdzięki nie były w stanie zatuszować mizerii scenariusza.

Filmowcy zaliczyli też jeszcze jedną zabawną wpadkę. Film, który Jessica ogląda w Archiwum jest ładnie pomontowany i kręcony z dwóch kamer. Jak dla mnie, tego typu nagranie powinno swoją jakością przypominać raczej zapis monitoringu na stacji benzynowej. Jednak nadambitny reżyser przeholował i w tym momencie.

Podsumowując, gdyby ekipa pracując przy "Circle Of Eight" trud włożony w przekombinowany początek przelała na niedopracowaną końcówkę, wyszedłby z tego przyzwoity kawałek kina grozy. A tak, ciężko mi "Zaklęte Piętro" komukolwiek polecić.


OCENY:
Kaes: 2/10
Kuba: 4/10

3 komentarze:

  1. Niech ktoś porówna budynek z Zaklętego piętra z budynkiem z Nieuleczalnego strachu i zauważy ze to ten sam budynek w obu filmach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wykorzystywanie tych samych budynków w wielu filmach jest raczej normalne, chociaż to zawsze fajna ciekawostka. A "Nieuleczalny strach" wygląda dość ciekawie, ale nie wiem czy już tego nie widzieliśmy...

      Usuń
    2. Widzieliśmy. I za każdym razem nie jesteśmy pewni, czy go już oglądaliśmy :D A to mówi samo za siebie.

      Usuń