środa, 11 marca 2015

Maniac

aka: Maniak
Znana obsada: Alexandre Aja (scenariusz), wyst. Elijah Wood
Rok: 2012
Fabuła: Remake filmu z 1980 roku. Nieśmiały właściciel sklepu z manekinami ma również swoje mroczne alter ego. Nocą poluje na młode kobiety. Pewnego dnia poznaje artystkę Annę. Między bohaterami rodzi się uczucie.
Długość: 1:28





Kuba: Zacznę od dwóch mocnych punktów tego filmu.
Po pierwsze, rewelacyjna muzyka. Niepokojące, syntezatorowe melodie przypadną do gustu fanom kina grozy z przełomu lat '70. i '80.
Po drugie, większość scen oglądamy z perspektywy głównego bohatera. Ale twórcy filmu dają nam też sporo okazji, do przyjrzenia się Frankowi (Elijah Wood). Obserwujemy go np. w lustrach czy odbiciach szyb. Plus za ten (niezbyt wyszukany, acz efektowny) zabieg.

Kaes: Zgodzę się z Tobą. Zabieg z kamerą z oczu bohatera ciekawy i fajny. Za to twórcom należy się solidny plus. W dodatku ten sposób pokazania historii nie męczy jak to czasem bywa w przypadku nietypowo kręconych filmów (kamery monitoringu jak w "Paranormal Activity" czy kręcone "z ręki" jak w "[REC]") Co ciekawe, w oryginalnej wersji filmu nie zastosowano tego zabiegu. Jest to więc wartość dodana twórców remake'u.

Kuba: Kolejny plus przyznaję za klimat filmu.
Dla mnie, gwarancją odrealnionej, mrocznej atmosfery w horrorze są sceny z udziałem... manekinów. Frank trzyma ich w domu kilkadziesiąt. Mało tego, układa je w przeróżnych pozach, ubiera, a także rozmawia z nimi. W wolnych chwilach, garściami łyka psychotropy (nie znam zresztą filmu, w którym zażywa się tylko po jednej tabletce przepisanej przez psychiatrę).

Z drugiej strony, twórcy nie szczędzą nam również bezkompromisowych, brutalnych scen dojazdów, ze skalpowaniem na czele (nomen omen).

Kaes: Fakt, manekiny są fajne. Zwłaszcza, że tutaj bohater kolekcjonuje manekiny z różnych epok, co tylko dodaje smaczku temu motywowi. Swoją drogą to tak do końca nie wiadomo co on z nimi (oficjalnie) robi. To gdzie je trzyma, wygląda na sklep, mieszka na zapleczu, gdzie również ma swój warsztat manekiniarski (jest takie słowo w ogóle?)... Tylko, że nie bardzo te manekiny sprzedaje. Coś tam niby przebąkuje, że odnawia, a potem szuka dla nich nowego domu, ale jakoś mnie to nie przekonało. Cała ta przykrywka ze sklepem z manekinami jest trochę grubymi nićmi szyta.

Kuba: No bo to krwawy thriller, a nie biografia młodego biznesmena ;) Ale swoją drogą, to nie jedyny film, w którym życie zawodowe bohaterów jest przedstawione mało przekonująco. Przypomnijmy sobie chociażby serialowego Dextera, który też nie sprawiał wrażenia zbytnio zapracowanego, wychodził z roboty praktycznie kiedy tylko chciał i miał mnóstwo czasu na załatwianie prywatnych spraw.

A jeśli już zaczynamy się czepiać, to pora na najpoważniejszy zarzut pod adresem "Maniaca": mało się w nim dzieje. Przez większość filmu Frank spotyka się z Anną, a w międzyczasie zabija kolejne kobiety. I to w zasadzie tyle. Mimo ciekawego klimatu, fabuła szybko robi się schematyczna, a widz zaczyna się nudzić.

Kaes: Oj czepiasz się tego Dextera. W jego zawodzie to przecież wiadomo, że jak nie ma akurat zabójstw, to i pracy mniej.
Zdecydowanie zgadzam się z Tobą w kwestii mało wartkiej akcji. Faktycznie mało się dzieje, fabuły praktycznie nie ma. Sceny pomiędzy kolejnymi zabójstwami nic nie wnoszą i są bardziej takimi wypełniaczami niż pokazaniem jakieś historii. No i skoro powoli zbliżamy się do finału... to nie mogę pozostawić scen końcowych bez komentarza. A będzie on krótki: beznadzieja! Zakończenie dziwne i bez większego sensu. A początkowo film tak dobrze się zapowiadał...

Kuba: Jeśli masz na myśli scenę "finałowej walki" (czy raczej ucieczki przed tytułowym maniakiem), to w pełni się zgadzam. Jest absurdalna i kompletnie nieautentyczna.
Zresztą nie tylko ten motyw mnie rozczarował. W filmie pojawia się wiele retrospekcji z czasów dzieciństwa głównego bohatera. Dowiadujemy się z nich, jak zaburzone relacje z matką potrafią zryć beret w dorosłym życiu. Szkoda tylko, że reżyser nie wyjaśnia nam, co ze wspomnianą matką (w tej roli America Olivo) ostatecznie się stało. Czy podzieliła los ofiar Franka...?
No i coś, co nie dawało mi spokoju od pierwszych scen: jak taki niepozorny wypłosz z rozbieganym wzrokiem i brudnymi łapskami nie odstraszał kobiet poznanych przez internet? Przecież w prawdziwym życiu większość z nich, widząc z kim ma do czynienia "w realu", czym prędzej wymiksowałaby się z randki pod byle pretekstem.

Kaes: Najwyraźniej miał jakieś zalety, które nie tak łatwo dostrzec na pierwszy rzut oka ;)
Podsumowując "Maniac" jest filmem z ciekawym pomysłem, położonym niestety przez mdłą fabułę. Na początku ogląda się go przyjemnie, ale początkowa pozytywna opinia dość szybko się zmienia. A zakończenie niestety jedynie dobija przysłowiowego leżącego.

Kuba: Biorąc pod uwagę, że bywalcy takich portali randkowych spotykają się przeważnie w jednym konkretnym celu, to faktycznie te "ukryte zalety" naszego głównego bohatera mogły mieć niebagatelne znaczenie. Zresztą jego wybranki dość chętnie przechodziły do kolejnego etapu znajomości, czego efektem jest parada nagich biustów na ekranie. I to bynajmniej w postaci krótkich migawek.A dziewczyn nie zrażały nawet niespodziewane napady lęku, które przytrafiały się Frankowi na niektórych randkach. Swoją drogą, wszystkie rozgrywały się według klasycznego filmowego schematu. Nasz amant zaczyna mieć omamy i halucynacje. Jego dziwne zachowanie zwraca uwagę otoczenia. Mężczyzna ucieka do najbliższej łazienki, gdzie łyka garść tabletek i spogląda na swoją przerażoną twarz w lustrze.

Podsumowując, plusy za klimat i ciekawe motywy w konwencji kina klasy B. Minusy - za niewykorzystany potencjał fabularny.

OCENY:
Kaes: 5/10
Kuba: 5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz