niedziela, 22 lipca 2012

The Woman in Black

aka: Kobieta w czerni
Znana obsada: Daniel Radcliffe
Rok: 2012
Kraj: Kanada, Szwecja, Wielka Brytania
Fabuła: Notariusz Arthur Kipps przyjeżdża do małej miejscowości żeby uporządkować sprawy spadkowe zmarłej niedawno klientki jego firmy. Kobieta mieszkała w domu na Węgorzowych Moczarach, oddalonym od miasteczka o kilka kilometrów, wybudowanym na wyspie, na którą można dostać się jedynie podczas odpływu. Kiedy Arthur dociera na miejsce, w okolicy zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Mieszkańcy najwyraźniej skrywają jakąś mroczną tajemnicę.
Długość: 1:35



Kaes: Nie przepadam z Danielem Radcliffem. Wygląda jak ciołek i kojarzy mi się z hobbitem. Do tego jeszcze film o duchach i nawiedzonych domach... Nie byłem do tego filmu nastawiony zbyt pozytywnie. A jednak "Kobieta w czerni" okazała się bardzo dobrym filmem, który mimo, że wykorzystuje ograne schematy, to jednak stosuje je w sposób mistrzowski. Ale może po kolei...

Akcja filmu rozgrywa się na początku XX wieku. Początkowo nie zwróciłem na to uwagi, ale jak okazało się po pewnym czasie, był to bardzo dobry zabieg ze strony twórców. Dzięki temu uniknęli takich denerwujących motywów jak na przykład brak zasięgu w telefonie. Kiedy Arthur zostaje sam w domu zmarłej klientki, jest zupełnie odcięty od świata i nie jest to osiągnięte w jakiś tam naciągany sposób. Nie dziwi też, że bohater korzysta ze świec czy lampa naftowych, które mogą łatwo zostać zgaszone przez nagły podmuch wiatru.

Kuba: Przyznaj, po prostu zazdrościsz mu podrywania dziewczyn "na Harry'ego Pottera" ;)Ale do rzeczy - ja też typowałem "Kobietę w czerni" na najsłabszą część kwietniowego NMFu. Film o nawiedzonym domu, osadzony w realiach ery edwardiańskiej - ile razy to wszystko już było...? Do tego młody, popularny aktor, mający przyciągnąć do kina widownię płci pięknej... Przed seansem nie brzmiało to najlepiej.

Rzeczywiście, bohaterowie horrorów dziejących się 100 i więcej lat temu mieli utrudnione zadanie w walce ze Złem. Brak telefonów, samochodów i innych udogodnień komunikacyjnych sprzyjał wszelkiej maści demonom, duchom i typom spod ciemnej gwiazdy.
Przy okazji duże brawa należą się autorom scenografii i dekoracji którzy pomogli przenieść akcję we wspomniany początek XX wieku. Miasteczko, do którego przyjeżdża Kipps, jest szare, biedne i brudne, a jego mieszkańcy żyją w ciasnych, niskich domkach. Nie wiem, jak ma się to do prawdy historycznej, ale ten przygnębiający krajobraz i klaustrofobiczne lokacje w scenach w miasteczku dobrze współgrają z klimatem filmu.

Kaes: No faktycznie. Zazdroszczę mu, że wygląda jak hobbit :PBo ja wiem, czy mają takie utrudnione zadanie... W horrorach dziejących się w czasach współczesnych i tak technika zawodzi w chwili kiedy jest najbardziej potrzebna - samochód nie odpala, brak zasięgu w komórce, przecięty kabel w telefonie stacjonarnym, awaria prądu... W takich "starych" filmach po prostu tego nie ma, więc nie ma takich naciąganych problemów. Już największym utrudnieniem jest chyba brak internetu - bohaterowie nie mogą sobie wejść na stronę ze starymi rocznikami gazet i znaleźć interesującą ich, mroczną historię miejsca akcji. Tutaj muszą sobie radzić w inny sposób.
Miasteczko rzeczywiście ładnie się prezentuje. Ale oczywiście jak to bywa w takich filmach - wszyscy mieszkańcy skrywają jakąś mroczną tajemnicę i nie cieszą się z przyjazdu obcego. Na szczęście (jak zwykle) znajduje się jedna osoba, która postanawia pomóc Arthurowi.

Kuba: "Lekko naciąganym problemem" (pełniącym tu rolę komórki nie łapiącej zasięgu) może być lokalizacja nawiedzonego domu. Posiadłość na Węgorzowych Moczarach (piękna nazwa, swoją drogą) podczas przypływu zamienia się w wyspę, przez co na kilka tygodni jest kompletnie odcięta od świata.Cóż, angielska przyroda chyba nigdy nie ułatwiała życia bohaterom horrorów. Za to zwykle cieszyła oko ich widzów. Tak jest i tym razem: w filmie widzimy sporo ujęć posępnych wrzosowisk, spowitych mgłą pól... zdecydowanie nie są to plenery dla osób ze skłonnościami do depresji.

Kaes: Trochę przesadziłeś z tym przypływem. Kilka tygodni? Chyba miałeś na myśli kilka(naście) godzin. Owszem, może jest to nieco dziwny zbieg okoliczności (no bo kto normalny buduje samotny dom na środku moczarów zalewanych regularnie przez morze), ale to i tak drobiazg w porównaniu do komórek bez zasięgu, nagłych awarii prądu czy nieodpalającego samochodu.
Skoro już wspomniałeś o posępnych widokach, to dodam jeszcze, że cały film jest jakiś taki szary i smutny. Zupełnie jakby został wyprany w jakimś tanim proszku zamiast w Super Color Magic czy czymś w tym stylu. Może twórcy uznali że świat bez internetu musi być szary i dlatego tak przedstawili Anglię z początku XX wieku.

Kuba: A może Anglia po prostu tak wtedy wyglądała...?
Jak już wspomniałeś na wstępie, twórcy filmu serwują nam cały wachlarz "strasznych motywów" znanych z innych produkcji, utrzymanych w tej konwencji. Mamy tu chociażby dziwnie zachowujące się dzieci (w tym w scenie otwierającej) czy szkaradne zabawki - ale pojawiają się na ekranie w taki sposób i w takich momentach, że wielokrotnie mimowolnie podskakujemy w fotelu. I to często - bo choć pozornie akcja nie posuwa się zbytnio do przodu, to jednak elementów zaskoczenia jest tu sporo.
Swoją drogą, Arthur Kipps naprawdę ma nerwy ze stali. Na jego miejscu zszedłbym na zawał gdzieś w 1/3 fabuły.
Reasumując, "Kobieta w czerni" to klimatyczy, a przede wszystkim straszący film, wyciskający jeszcze sporo dobrego z pozornie ogranych chwytów.

Kaes: Ja nie wątpię, że było mniej kolorowo na ulicach, ubrania nie były tak jaskrawe i tak dalej. Ale większość akcji dzieje się na wsi, gdzie powinno być zielono. A tam nawet ta zieleń jest jakaś taka wyblakła.
Film zdecydowanie bardzo dobry. Trzyma w napięciu do samego końca. Gorąco polecam.

OCENY:
Kaes: 8/10
Kuba: 8+/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz