sobota, 3 marca 2012

Don't Be Afraid of the Dark

aka: Nie bój się ciemności
Znana obsada: scen. Guillermo del Toro; wyst. Katie Holmes, Guy Pearce
Rok: 2010
Kraj: USA, Australia, Meksyk
Fabuła: Trzyosobowa rodzina wprowadza się do zabytkowej posiadłości. Mała Sally, przygnębiona po rozwodzie rodziców, eksploruje nowy dom i nawiązuje kontakt z jego tajemniczymi mieszkańcami.
Długość: 1:39




Kuba: Na dobrą sprawę muzyka na intrze, rodem z "Gremlinów", mówi wszystko. "Nie bój się ciemności" to kolejny "horror familijny", a jednocześnie produkcja biorąca na warsztat popularną ludową legendę. Tym razem jest to motyw Wróżki Zębuszki.
Twórcy odsłaniają wszystkie karty właściwie już w pierwszych scenach, a przez kolejne półtorej godziny oglądamy ciąg łatwych do przewidzenia wydarzeń - bez większych zwrotów akcji - aż do umiarkowanie zaskakującej końcówki.

Kaes: O przepraszam. Nie rozpędzałbym się tak z tym odkrywaniem wszystkich kart zaraz na początku. Owszem, wiemy, że tajemnicze gremliny (a w zasadzie nie wiemy, że gremliny, bo przez pół filmu nie widzimy małych stworków w ogóle) lubią dziecięce zęby, ale nie ma mowy o wróżce zębuszce. O tym dowiadujemy się dużo później i jest to fajny motyw. Ja tam bardzo lubię wszelkie takie nawiązania do bajań ludowych i różne nowe interpretacje legend czy bajek. To zaliczam twórcom na plus.
Masz rację z tym horrorem familijnym. Już po pierwszych scenach nasuwa się skojarzenie z "Labiryntem Fauna" - mamy tu bardzo podobny klimat. Wielki dom na odludziu, tajemniczy park tuż pod bokiem... No i mała dziewczynka, bardzo poważna jak na swój wiek (wygląda, że Guillermo del Toro lubi takie), którą interesują się siły nadprzyrodzone z takich bądź innych powodów.

Kuba: Daj spokój, każdy średnio inteligentny widz bez trudu skojarzy znikające mleczaki z popularną w krajach anglosaskich legendą. W każdym razie, dla mnie było to żadne zaskoczenie.
W tym motywie podobało mi się tylko jego "historyczne uzasadnienie" - czyli wzmianka o zawartym kilkaset lat temu pakcie między pradawnymi istotami a papieżem.

Zabytkowa willa i baśniowy ogród faktycznie wyglądają jak wzięte żywcem z "Labiryntu Fauna". Wystarczy spojrzeć na te wszystkie "magiczne paproszki" wirujące w powietrzu w scenie, w której Sally przemierza parkowe alejki. Jednak takie zabiegi nie służą horrorowi. Albo się straszymy, albo oglądamy ekranizację "Tajemniczego Ogrodu"...

Chwila uwagi należy się też głównej bohaterce. Jak wspomniałeś, Sally to inteligentne, introwertyczne i... smutne dziecko - zapewne przybite rozwodem rodziców - tworzące mroczne rysunki. To dość oklepany motyw, ale i tak duże brawa należą się 12-letniej Bailee Madison, bo udźwignęła naprawdę wymagającą rolę.

Kaes: Ale o znikających mleczakach nie było mowy dość długo. Niby już na początku "to coś z pieca" chciało dziecięcych zębów, ale to był w zasadzie tylko taki pretekst jakby. Chciały krwi i tyle :P Zresztą wróżka zębuszka kojarzy się pozytywnie, a tu już od pierwszych scen wiemy, że to jakieś złe moce są. No albo po prostu ja jestem inteligentny poniżej średniej i tyle. Niemniej motyw nawiązania do legendy mi się podobał. A i połączenie tego z papieżem też dobre było.

Oj zaraz alejki parkowe nie służą horrorowi. Przypomnij sobie chociażby "Atrocious". Tamta sceneria dużo bardziej przypominała Tajemniczy ogród, a jednak było strasznie. W "Don't be Afraid..." park był całkiem klimatyczny i nie był aż tak wyeksponowanym elementem żeby się go czepiać.

Kuba: No nie wiem, dla mnie kwestia mleczaków (zwłaszcza wymienianych na drobne monety) była całkiem jasna od samego początku. Dodam tylko, że np. baśnie braci Grimm w oryginalnych wersjach przypominały bardziej "Opowieści z Krypty", dopóki Disney nie zrobił z nich kreskówek dla kryptopedałów. To tak a propos "dobrze kojarzącej się Wróżki Zębuszki".

Ale ogród w "Atrocious" był zapuszczonym labiryntem, w którym w najlepszym wypadku mogłeś spotkac pedofila i narkomana. Nie porównujmy go z mieniącymi się w full HD wszystkimi kolorami jesieni alejkami w "Nie Bój Się Ciemności".

Wróćmy jednak do Sally, która - mówiąc krótko - ma przerąbane. Choć jest dojrzała jak na swoje 12 lat, ojciec (Guy Pearce) i macocha (Katie Holmes) nadal traktują ją jak dziecko. A do tego mają fatalny gust - bo jak inaczej można wytłumaczyc gadającego miśka czy lampkę z pozytywką w ramach prezentu...? I choć rezolutna to dziewczynka dziewczynka odkryła istnienie podziemnego gabinetu, to już jej rewelacje o tajemniczych mieszkańcach posiadłości nie są traktowane poważnie. A gdy tata przyjmuje Ważnych Gości Z Pracy - dzieciak zostaje kompletnie olany.

Kaes: Ale wymiana na monety pojawiła się już sporo później.

I nie przesadzaj z tym ogrodem. Nie było go aż tak dużo i nie jest aż tak istotnym elementem.

Co do Sally... Zacznę może od końca.
Że została olana jak przyszli goście - toż to norma. Takie typowe w Ameryce. Zjawiają się ważne persony w domu i dzieciakowi akurat wtedy odwala.
Lampka z pozytywką (i o ile dobrze pamiętam, to wyświetlała też gwiazdki na ścianach i się kręciła czy coś) - strasznie kiczowate, ale również takie amerykańskie. W połowie filmów z USA gdzie małe dzieci boją się zasnąć, jest im zapalana mniej więcej taka lampka.
Miś - no może nie do końca się nadaje dla dwunastoletniej panny, ale to jednak fajny prezent. W końcu "dzieci lubią misie, misie lubią dzieci" (i nie wyskakuj mi to z jakimś pedoberem!). On rzeczywiście coś gadał? Czy to nie było tak, że te skrzaty go "opanowały"? A nawet jeśli gadał... Były kiedyś takie misie, które powtarzały co się do nich mówiło. No i w ogóle nie wiem co Ty chcesz od gadających zabawek. Na pewno są lepsze niż pajace wyskakujące z pudełka ze złośliwym śmiechem albo inne laleczki Chucky.

Przy okazji, skoro już wspomniałeś o Katie Holmes. Do tej pory kojarzyła mi się ona raczej z młodzieżą szkolną. To jedna z tych aktorek, która do trzydziestki twardo obsadzana jest w rolach nastolatek. A tu grała poważną, dojrzałą kobietę. To ciekawe było :)

Kuba: W tym miejscu warto zauważyć, że "Nie Bój Się Ciemności" niestety ostro jedzie po filmowych standardach. Mamy tu chociażby racjonalnego psychologa, który zgrabną teorią usprawiedliwia dziwne "jazdy" Sally. Albo motyw szukania informacji o przeszłości posiadłości w miejscowej czytelni. Tu niezamierzenie zabawna okazała się rola wczutego bibliotekarza, który na wyrywki zna numery poszczególnych woluminów.
Jest też wariacja na temat klasycznej postaci dziadka-przerażacza. Dozorca Harris (Jack Thompson) zna co prawda mroczną historię rezydencji, ale nie dzieli się tą wiedzą z głównymi bohaterami, przy pierwszej lepszej okazji...

Kaes: Prawda. Popularnych motywów jest dużo, ale twórcy wykorzystują je dobrze. W końcu horror jest gatunkiem, który opiera się na różnych powtarzalnych schematach. Czasem one trochę śmieszą (jak na przykład to przeszukiwanie bibliotek, gdzie wszystkie informacje tylko czekają aż pojawi się główny bohater), ale jednocześnie, ja przynajmniej, je lubię (motyw dziadka przerażacza jest zawsze fajny).
Nie było złe, można obejrzeć.

Kuba: Na koniec warto wspomnieć o głównych sprawcach całego zamieszania - czyli gnollach. Początkowo słyszymy tylko ich głosy, naśladujące ludzką mowę. Zawsze uważałem, że rozgadane Zło nie jest straszne. Np. taki Freddy Krueger - niby zabijał, a przez jego monologi nigdy nie umiałem się go bać. Jedyny wyjątek to Pinhead z "Hellraisera". Prawdziwe horrorowe monstrum czy morderca powinny czynić Zło w ciszy, a na pewno nie ucinać sobie pogawędek z ofiarami. Stąd pierwszy minus dla stworków z "Nie bój się ciemności".
Drugi dostają za wygląd. Są komputerowo animowane, małe i jest ich dużo, przez co walka z nimi do widowiskowych nie należy.

Podsumowując, "Don't be afraid of the dark" nie zadowoli żadnego szanującego się fana kina grozy powyżej lat 12.

OCENY
Kaes: 5/10
Kuba: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz