wtorek, 12 lipca 2011

Alien vs. Ninja

aka: -
Znana obsada: -
Rok: 2010
Kraj: Japonia
Fabuła: Nieopodal wioski ninja rozbija się statek kosmiczny. Obcy mają jednoznacznie wrogie zamiary. Kiedy porywają jednego z wojowników, reszta rusza mu na pomoc.
Długość: 1:21




Kuba: Film spodoba się wszystkim, którzy w dzieciństwie z zapartym tchem śledzili przygody Power Rangers. Z tą tylko różnicą, że jest zdecydowanie lepiej zrobiony - z każdej strony. Kostiumy, dekoracje czy efekty specjalne bardzo pozytywnie nas zaskoczyły, zwłaszcza że byliśmty przygotowani na taniego gniota, pełnego niedoróbek i wpadek twórców. Za to reszta jest już jak w polsatowskim serialu: prosta historyjka o złych obcych i dobrych ninja pozwala na 1,5 godziny wyłączyć mózg i podziwiać efektowne walki.

Kaes: Dokładnie tak. Efekty specjalne wyglądają w tym filmie bardzo profesjonalnie. Zaskoczenie jest tym większe, że opis filmu brzmi naprawdę tandetnie. Wybierając ten tytuł liczyłem, że po prostu się pośmieję z amatorskiej produkcji. A tu spotkało mnie nie lada zaskoczenie.
 Nie zgodzę się za to do aż takiego porównania do Power Rangers. Owszem, tematyka podobna to i podobieństwa się znajdą. Ale Alien vs Ninja stoją na zdecydowanie wyższym poziomie. Efekty specjalne lepsze, walki nie polegają na tym że lecą iskry, a ci którzy oberwali odskakują z saltem w tył. Tu jest prawdziwa sieka, krew, flaki i akrobacje. A do tego są elementy humorystyczne... i nie zabrakło też seksualnych podtekstów w walkach. No i fabyła mimo że prosta, to jednak prezentuje wyższy poziom niż "Power Rangers".

Kuba: Wyższy poziom?? Nie wiem, w którym miejscu... Jeden wątek, komiksowo-kreskówkowa konwencja (np. wyrazisty image postaci) i przewidywalny finał. Czyli "Power Rangers" dla dorosłych.
Ale mimo to - jest to bardzo profesjonalnie zrobiony film. Walki są dynamiczne i dopracowane choreograficznie. A erotyczne aluzje, gdy do boju rusza bohaterka płci pięknej, nie tylko nie żenują, a wręcz powodują uśmiech.
Nie można za to powiedzieć tego o pozostałych "zabawnych" momentach filmu. Toporny japoński humor, oparty na slapsticku i przesadnej ekspresji, rozbawi jedynie koneserów współczesnej polskiej sceny kabaretowej.

Kaes: "Power Rangers" było strasznie tandetne. To jest dużo mniej tandetne. Poza tym lepsze efekty specjalne i sceny walki, krew zamiast iskier, nie ma głupich mechów i Zordona. Power Rangers się mogą schować.
Humor japoński faktycznie trzeba lubić. Fani anime na przykład powinni czuć się usatysfakcjonowani. A jeśli chodzi o polską scenę kabaretową, to chyba niezbyt trafne porównanie, bo akurat ta stoi na całkiem niezłym poziomie. A już na pewno nie opiera się na slapsticku.
Ale wróćmy do meritum. Kilka słów o postaciach. Jak już zostało powiedziane są one mocno przerysowane. Mamy twardziela, świetnego wojownika, który poradzi sobie z każdym przeciwnikiem. Jest też dobrze walczący przystojniak, dla którego najważniejszy jest jego wygląd. I jest klaun - "przy kości", tchórzliwy i niezdarny. Potem do drużyny dołącza jeszcze piękna i niebezpieczna dziewczyna. Razem stanowią całkiem niezłą drużynę.

Kuba: Dobra, ale cały czas mówisz o technicznych różnicach między AvN i PR, a mnie chodzi o podobieństwa w ogólnym koncepcie obu filmów. AvN minus milion dolarów w budżecie równa się właśnie wspomniany polastowski serial.

Polska scena kabaretowa na poziomie...? Na poziomie piwnicy, jak dla mnie. No ale tu siebie nawzajem nie przekonamy. Wspominając o podobieństwach humoru, chodziło mi o tę samą toporność i mało wyszukane gagi, a nie formę dowcipu.

Ale jeśli już wspomnieliśmy o budżecie filmu, to zatrzymajmy się przy elemencie, na który poszła zapewne jego znaczna część, czyli efektach specjalnych. W trakcie seansu oglądamy je w dwóch wydaniach: komputerowym i mechanicznym. I o ile jestem gorącym zwolennikiem gumowych flaków i soku pomidorowego, o tyle w tym wypadku obie technologie dobrze się uzupełniają, a cyfrowe animacje nie odbierają przyjemności oglądania i są całkiem realistyczne.
Za to twórcy nie popisali się, projektując postaci Obcych. Złowrodzy najeźdźcy wyglądają jak krzyżówka Aliena z dinozaurem i nie budzą grozy. Choć trzeba przyznać, że kukły są wykonane i animowane bardzo starannie. Kosmici się ślinią i rozmnażają w interesujący sposób, przez co jeszcze bardziej przywodzą na myśl Ósmego Pasażera Nostromo.

Kaes: No fakt, kosmici nie byli jacyś rewelacyjni. I jeszcze te ich larwy... wyglądały trochę jak pokemony. Albo strasznie brzydkie gumowe zabawki do kąpieli.

Ja się czepiał tego filmu nie będę. Oglądało się bardzo przyjemnie i mimo kilku ogranych schematów nie mogę narzekać. Gdyby wszystkie horrory klasy B były na takim poziomie, świat byłby lepszy...

Kuba: "Larwami" kosmitów (i wszystkimi "zabawnymi" akcjami z ich udziałem) też byłem zawiedziony. Podobnie jak i monotonnymi lokacjami w filmie. 90% akcji toczy się w lesie albo jakiejś jaskini; zeru statku kosmicznego czy czegokolwiek... Niby detal, a potrafi uprzykrzyć oglądanie.

Za to na plus zaliczam muzykę. Dynamiczna elektronika z mocnym bitem smakowicie doprawia sceny walk. I jest o niebo lepsza od znienawidzonych przeze mnie dramatycznych smyczków.

Nie zmienia to jednak faktu, że "AVN" to taki typowy film "na imprezę" - możesz opuścić pół godziny seansu, bez żalu i poczucia, że nie wiesz, o co chodzi w filmie.
Parafrazując: gdyby wszystkie horrory klasy B były na takim poziomie, prowadziłbym bloga o komediach romantycznych...

OCENY:
Kaes: 8/10
Kuba: 3/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz