czwartek, 23 stycznia 2014

eNeMeF 2013: Noc Thrillerów w Piątek Trzynastego

Kiedy: 13/14 XII 2013
Gdzie: Kino Silver Screen, Łódź
Ile trwało: 22:00-6:30
O co chodzi: Nocny maraton z czterema tegorocznymi thrillerami: "Oldboy. Zemsta jest cierpliwa", "Labirynt", "Stoker" i "Panaceum".






Kuba: Z niemałą radością przyjęliśmy informację o pierwszym sensownym Enemefie od kilku miesięcy.
Dlaczego sensownym? Bo wśród ostatnich Maratonów dominowały te z filmowymi cyklami - zorganizowane z okazji premiery kolejnej części danej serii (“Kac Vegas”, “Thor” czy “Igrzyska śmierci” - zero inwencji ze strony organizatorów); z kolei repertuar październikowego Enemefu z horrorami, był nam w większości znany (“Obecność”, “Mama”, “World war Z”, “Martwe zło”).
Z drugiej strony, thrillery przyciągnęły do kina zdecydowanie mniej widzów niż horrory. Tym razem udostępniono tylko jedną salę, tymczasem poprzednie edycje imprezy odbywały się nawet w czterech salach. Rodzi się zatem pytanie, czy doczekamy się kolejnego nocnego spotkania z dreszczowcami…?

Kaes: Myślę, że to nie jest kwestia gatunku. Przynajmniej nie w tym przypadku. Maratony horrorowe najczęściej są organizowane w Halloween. I myślę, że to właśnie to święto bardziej przyciąga widzów, niż chęć obejrzenia dobrego filmu. Zwłaszcza, że horrory nie są aż tak popularnym gatunkiem - thrillery chyba cieszą się większym wzięciem. Poza tym repertuar nie brzmiał jakoś rewelacyjnie. Nie było żadnego tytułu, który przyciągałby rzesze widzów. "Panaceum" i "Stoker" są już stosunkowo starymi filmami (o Stokerze w dodatku nikt nic nie słyszał - słaba reklama najwyraźniej). "Labirynt" był chyba najlepiej reklamowanym filmem w zestawie, ale ci co chcieli go zobaczyć, już to zrobili, w dodatku niedawno. No i premiera, która często przyciąga najbardziej... w tym przypadku był to "Oldboy", które reklam nie widziałem wcześniej nigdzie - żadne plakaty, reklamy w sieci czy trailery w kinie. Totalnie anonimowy film. Nie ma się co dziwić, że chętnych jest mniej niż na maraton z "Igrzyskami śmierci" czy z premierą "Django".

Kuba: Dużym zaskoczeniem - jeszcze przed przekroczeniem progu sali kinowej - był… pan ochroniarz, stojący tuż za bramką, przy której sprawdza się bilety. Ów jegomość kontrolował zawartość toreb i plecaków uczestników imprezy. W pierwszej chwili myślałem, że skonfiskuje nam orzeszki i napoje energetyczne z Biedronki - przemycone, by nie przepłacać za przekąski w kinie. Na szczęście, postawny mężczyzna szukał “jedynie” niebezpiecznych przedmiotów. Odetchnęliśmy więc z ulgą. Swoją drogą, kto (i po co) miałby iść do kina np. z nożem…?

Kaes: On chyba szukał niebezpiecznych przedmiotów w postaci procentowej :P Pewnie nauczyli się czegoś po wcześniejszych maratonach. U nas oczywiście nic nie znaleźli - przyszliśmy do kina cieszyć się pierwszym od dłuższego czasu porządnym maratonem, a nie nawalić się czy dźgać nożem.

Kuba: Nie wiem, czy to efekt drobiazgowej kontroli na wejściu czy też bardziej wymagającego repertuaru - ale średnia wieku widowni była zdecydowanie wyższa, niż na maratonach z horrorami. Nie było np. małolat okazujących, razem z biletami, pozwolenia od rodziców na nocne wyjście. Co za tym idzie, obyło się także bez ekscesów w postaci zarzyganej sali kinowej (czego świadkiem byłem na Enemefie w październiku 2012). Tym razem publiczność stanowili głównie spokojni studenci.
Ale wśród nich znalazł się także jeden nietypowy osobnik: chłopak w... piżamie, szlafroku, papuciach i szlafmycy. Doceniam pomysł i zastanawiam się, czy ten zaradny kinoman przebył w tym stroju także drogę do domu...

Kaes: Jeśli chodzi o organizację tego maratonu, nie mam się do czego przyczepić. Temperatura na sali była odpowiednia (a zdarzało się poprzednio, że trzęsłem się z zimna jak rozkecili klimę, lub pociłem od nadmiaru ogrzewania). Zestaw filmów był bardzo dobry, ale szczegóły przeczytacie dopiero w recenzjach poszczególnych tytułów. Ogólnie mówiąc był to jeden z lepszych, jeśli nie najlepszy maraton na jakim byłem. A na pewno najlepszy od czasu Europejskiego kina grozy w kwietniu 2012.

Kuba: Mniejsza frekwencja sprawiła też, że uniknęliśmy tak banalnych problemów jak oczekiwanie w długiej kolejce do toalety (to bardzo ważne podczas kilkugodzinnego wlewania w siebie gazowanych napojów).
Odpadła także kwestia braku jedzenia innego niż popcorn i nachos - z kinowego bufetu. Do późnych godzin nocnych, z dolnego poziomu multipleksu dochodził nas zapach pizzy - a to za sprawą otwartego tam niedawno lokalu, serwującego ten włoski przysmak nawet grubo po północy.

Ja również nie mogę narzekać na repertuar, ale jednocześnie myślę, że Enemefy mogłyby spokojnie zaczynać się te dwie godziny wcześniej. Dzięki temu, po powrocie do domu można by się było spokojnie zdrzemnąć.

OCENY:
Kaes: 9/10
Kuba: 9/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz