wtorek, 14 maja 2013

Olympus Has Fallen


aka: Olimp w ogniu, White house taken (tytuł roboczy)
Znana obsada: Gerard Butler, Morgan Freeman
Rok: 2013
Kraj: USA
Fabuła: Terroryści zajmują Biały Dom i biorą do niewoli prezydenta Stanów Zjednoczonych. Świat staje na granicy atomowej wojny. Jedynym, który może stawić czoła napastnikom jest odsunięty od służby agent Secret Service.
Długość: 2:00



Kuba: Opis fabuły nie pozostawia złudzeń, z czym będziemy mieć do czynienia. “Olimp...” to film w konwencji kina sensacyjnego z lat ‘80. i ‘90. - ze wszystkimi smaczkami i przekłamaniami właściwymi dla tego gatunku (które zaraz z przyjemnością wyliczymy). Obraz Antoine Fuqua wyróżnia jednak widowiskowość i rozmach - nie w każdym filmie możemy bowiem podziwiać Biały Dom obrócony w połowie w gruz; podobnie rzadko kiedy stawką w starciu dobra ze złem jest życie kilkudziesięciu milionów ludzi.

Kaes: Dokładnie tak. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa, wartka akcja i samotny bohater ratujący świat przed zagładą. Stara, sprawdzona formuła. I jak widać po frekwencji w kinie - nadal ciesząca się sporym powodzeniem.
Zgodnie z konwencją główny bohater jest byłym agentem Secret Service (to zawsze musi być "były" - były komandos, były policjant, były kierowca rajdowy). Oczywiście swojego czasu był jednym z najlepszych, ale jedno wydarzenie przekreśliło jego karierę. Twórcy filmu postanowili właśnie od tego wydarzenia rozpocząć. Widzimy Mike'a (Gerard Butler), którego stosunki z rodziną prezydencką są bardzo zażyłe i dość luźne. Podczas wypadku na drodze samochód z prezydencką parą wpada w poślizg, dwoma kołami wisi nad przepaścią. Mike ratuje prezydenta, niestety Pierwsza Dama ginie. I to właśnie jest koniec pracy Mike'a w Secret Service.

Kuba: No dobra, jeśli już nakreśliliśmy zarys fabuły, to czas przejść do klasycznych motywów, które wywołają uśmiech na twarzy każdego fana kina sensacyjnego. A tych jest niemało. Przede wszystkim - celność. Mike Banning swobodnie lawiruje wśród gradu pocisków, odpowiadając pojedynczymi strzałami, które skutecznie unieszkodliwiają przeciwników. Oczywiście sam też obrywa kilka razy, ale nie przeszkadza mu to w kontynuowaniu misji.
W ekipie wrogów musi być oczywiście piękna hakerka (Malana Lea) oraz zdrajca, który przeszedł na stronę zła. Bohaterowie w kryzysowych sytuacjach rzucają żarcikami, a w finałowej scenie pojawia się wielki zegar, odliczający czas do eksplozji - zatrzymany oczywiście w ostatnich sekundach.

Kaes: Twórcy muszą też przekazać widzowi ważne informacje, które będą później wykorzystane w kluczowym momencie - liczba wyjść ewakuacyjnych w Białym Domu, długość korytarzy, czas dojścia do windy, tajne korytarze itp. Tym razem użyto w tym celu bystrego dzieciaka - prezydenckiego syna, którego jedną z ulubionych zabaw jest włóczenie się po siedzibie prezydenta Stanów i odkrywanie jej sekretów. Jadąc samochodem Mike "przepytuje" z tych informacji chłopca, dzięki czemu widzowie też zdobywają te jakże cenne informacje. Jak się później okaże, nie były one wstawione zupełnie bezpodstawnie.

Kuba: Hmm... może nieuważnie oglądałem, ale wydaje mi się, że te informacje właśnie nie zostały wykorzystane w dalszej części filmu...
“Olimp w ogniu” - jako typowy przedstawiciel gatunku - nie ustrzegł się także typowych błędów logicznych. Zacznijmy od sceny, w której wrogi samolot ostrzeliwuje centrum Waszyngtonu. Jak udało mu się niepostrzeżenie dotrzeć nad stolicę światowego mocarstwa? Tego się nie dowiadujemy. Gdy obrona powietrzna w końcu raczyła zainteresować się nalotem, do opanowania sytuacji wysłała... 3 jednostki latające. Nie wiem, może tak właśnie wyglądają wojskowe procedury - ale w momencie gdy zagrożone jest życie kilkuset tysięcy ludzi (w tym kilku najważniejszych osób w państwie), spodziewałbym się większej mobilizacji.
Chwilę później do ataku na Biały Dom przystępują także terroryści, udający turystów kręcących się w pobliżu budynku. W ruch idą m.in. karabiny, materiały wybuchowe i zabawki większego kalibru, pochowane w autokarach. I tu analogiczne pytanie: czy grupy “wycieczkowiczów” z takimi “bagażami” nie zatrzymał po drodze choćby głupi patrol drogówki...? Twórcy nie podejmują tej kwestii, pozostawiając widzowi wolne pole do interpretacji. Ale już kilkanaście minut później jesteśmy świadkami sceny, której po prostu nie da się logicznie wytłumaczyć. Oto nasz bohater, myszkując po opanowanym przez wroga budynku, używa tych samych kart i kodów dostępu, co za czasów swojej służby u boku prezydenta Ashera - półtora roku wcześniej! Pamiętam, że w naszym gimnazjum hasło do komputera admina w sali informatycznej zmieniano co tydzień...

Kaes: Scena z podaniem ważnych informacji pokazuje nam jak dobrze dzieciak zna Biały Dom - to wyjaśnia późniejsze ukrywanie się w nich podczas ataku (a zarazem to, że Mike tak łatwo go znalazł, mimo, że nie udało się to bandzie terrorystów - Mike też zna wszystkie przejścia, a także zwyczaje i ulubione kryjówki młodego). Znajomość wyjść ewakuacyjnych, niekoniecznie tych oficjalnych również została wykorzystana. Szybka analiza możliwych dróg ucieczki dokonana przez Banninga... Ja to traktuje jako wykorzystanie wcześniej podanych informacji.
Z tymi jednostkami powietrznymi trochę za bardzo się czepiasz. Najpierw wysłano dwie jednostki - kiedy nalot tak naprawdę jeszcze się nie zaczął. Jakiś samolot naruszył strefę zakazaną, ale standardowa procedura nakazuje ostrzeżenie. Wyruszyły więc tylko dwa myśliwce, bo po co więcej. Potem, kiedy okazało się, że to atak, spięli się i na szybko wysłali myśliwiec z zadaniem zestrzelenia wroga. Przygotowanie jednego myśliwca zajmuje mniej czasu niż przygotowanie całej eskadry, a tak naprawdę po co więcej. Pierwsze dwa zostały załatwione przez zaskoczenie, trzeci wiedział co go czeka i leciał na pewniaka - prosta misja.
Częściowo zgadzam się co do terrorystów z autokarów - no bo niby racja, że jak oni tyle ciężkiej broni wwieźli pod sam Biały Dom. Natomiast to z drogówką to nietrafiony argument - niby po co drogówka miała by ich kontrolować jeśli jechali zgodnie z przepisami? A jeśli nawet, to przecież kontrolowałaby kierowcę, nie pasażerów. Ale fakt, że jakoś to powinno być gdzieś sprawdzane, zanim zostali dopuszczeni tak blisko do prezydenta.
Co do ostatniego to już bardzo słuszna uwaga. O ile jestem jeszcze w stanie ogarnąć, że hasło do sejfu w gabinecie prezydenta nie było zmieniane przez ten czas (sam myślę, że w moim sejfie nie zmieniałbym zbyt często kodów - bo w sumie po co), o tyle hasła zabezpieczające cały system ochrony, dostępy do różnych pomieszczeń itd. powinny być zmieniane regularnie. Zwłaszcza w takim miejscu. No i on jako były pracownik Secret Service powinien zostać dawno usunięty z systemów i jego dostępy powinny być anulowane. Wiadomo przecież, że sfrustrowany były pracownik ze zbyt dużymi uprawnieniami to przepis na murowane kłopoty.

Kuba: Chodziło mi raczej o scenkę w stylu “aha, właśnie uruchomiłem alarm, więc mam dokładnie 3,5 minuty na dostanie się do sekretnego bunkra, zanim zatrzasną się stalowe drzwi”. Takie typowe filmowe bezpośrednie odwołanie do pozornie nieistotnej kwestii z jednej z pierwszych scen. Zamiast tego, nawiązano do przepytywanki Connora w bardziej oględny sposób. Było to mniej naciągane, ale jeśli przyjmiemy, że “Olimp...” to hołd dla klasycznych filmów sensacyjnych, to taki wątek powinien się pojawić :)
Nie znam się na lotnictwie wojskowym, więc nie będę się czepiał ilości wysłanych na odsiecz jednostek. Ale wydaje mi się, że samolot narusza strefę powietrzną jeszcze na długo przed dotarciem do linii brzegowej danego kraju. Dlaczego więc ten przebył tak długi dystans (z Waszyngtonu na Wschodnie Wybrzeże jest ponad 200 kilometrów) nie niepokojony przez nikogo...?
Drogówka to był pierwszy z brzegu przykład. Bardziej miałem na myśli jakieś kontrole na przejściu granicznym czy inne formalności, które czekają taką zorganizowaną grupę.

Jednak gdy przymkniemy oko na powyższe fabularne absurdy (oraz na nachalną proamerykańską propagandę), czekają nas dwie godziny dobrej zabawy przed ekranem, wypełnionej wartką akcją i efektownymi wybuchami.
Każdy z widzów dobrze zapamięta także czym jest hashtag i jak wpisać go z klawiatury :)

Kaes: Prawda. Fani gatunku, a także osoby liczące na prostą rozrywkę nie będą zawiedzeni. Strzelaniny, wybuchy i ratowanie świata to niezła recepta na leniwy weekendowy wieczór. Jakby jeszcze jako głównego bohatera obsadzono Bruce'a Willisa albo Jasona Stathama, to już w ogóle byłoby rewelacyjnie.
A hashtaga raczej nie zapamiętam (dowodem niech będzie, że musiałem teraz sprawdzić to to takiego), tak samo, jak chyba nigdy nie powiem z całą pewnością w którą stronę jest slash a w którą backslash.

OCENY:
Kuba: 8/10
Kaes: 7/10

1 komentarz:

  1. Oczywiście po publikacji jedna rzecz mi się przypomniała. Zdziwiło mnie, że film z taką ilością efektów specjalnych nie był wyświetlany w kinach w 3D. Nie mówię, że to źle, wolę w sumie tradycyjne dwa wymiary. W każdym razie dość to zaskakujące ;)

    OdpowiedzUsuń